piątek, 25 października 2013

17.




***
Było już około 22.35 byłyśmy w San Diego u mnie w domu. Postanowiłyśmy się odświeżyć, a później jechać do Los Angeles. Wzięłam prysznic, a później ubrałam się w czarne skórzane szorty, białą koszulkę z czarnymi rękawami. Na nogi wsunęłam czarne buty za kostkę. Do uszu włożyłam kolczyki, a  na nadgarstek bransoletki. klik. Pożegnałam się z mamę i już moim Bugatti Veyron Supersport jechałyśmy do mojego i Cami domu. Całą godzinną trasę śmiałyśmy się i głośno śpiewałyśmy piosenki, które leciały z radia. Zaparkowałam pod moim domem, a później wyszłyśmy z samochodu. Otworzyłam drzwi i weszłyśmy z Jo do środka. Na sofie siedziała Torres i skakała po kanałach telewizyjnych.
-Cami?- zapytałam niepewnie. Blondynka poderwała się i podbiegła do mnie. Mocno mnie przytuliła.
-Kat nawet nie wiesz, jak się o ciebie martwiłam. – powiedziała z ulgą. – kto to?- wskazała na Jo.
-Jestem Jo- przedstawiła się moja towarzyszka.
-Cami- podały sobie dłonie.
-Jo będzie z nami mieszkać
-Jakiś czas, bo później spadamy- uśmiechnęła się.
-Znowu uciekasz!- wrzasnęła.
-To moje życie sama je przeżyję. I nie uciekam tylko zaczynam nowe życie! Dla twojej wiadomości jestem oczyszczona z zarzutów
-Niby jak!? Hobbs zawsze znajdzie sposób, żeby cie do pierdla wsadzić!- krzyczałyśmy po sobie.
-Pomogłam mu okay!? Teraz jestem czysta, tak jak Jo
-A co z Louisem?- uniosła pytająco brwi i się chytrze uśmiechnęła- on ci już tak łatwo nie pozwoli odejść- spuściłam głowę i myślałam nad tym co mu powiem. Czy w ogóle powinnam mu powiedzieć.
-Ja nie… muszę z nim pogadać- westchnęłam i wyszłam z domu. Spacerkiem ruszyłam do domu Tomlinsona. Chciałam się przejść i pomyśleć, ale poczułam szarpnięcie za ramię, a później stałam twarzą w twarz z jakimś gościem.
-Siemasz Katie- uśmiechnął się chytrze i zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu. Zmarszczyłam brwi i się lekko uśmiechnęłam. Nie znam go, ale on zna mnie. – jak życie?- zaśmiałam się pod nosem.
-Skąd mnie znasz?
-Mamy wspólnych znajomy
-Czyżby? -zagryzłam wargę, co powtórzył po mnie. –Louis- przytaknął.
-Idziesz teraz do niego?
-Nie- zaprzeczyłam. Nie wiem czy to jego kumpel czy wróg, ale nie musi wiedzieć czy idę do niego. –jak ty w ogóle masz na imię?
-Brad, pozdrów Tomlinsona i powiedz, że jutro
-Jutro co?- uśmiechnął się.
-On wie
-Też chce wiedzieć- warknęłam. Nie lubię tajemnic. Nie lubię jak ktoś coś przede mną ukrywa. Lubię wiedzieć na czym stoję, lubię wiedzieć wszystko co mnie interesuje. – gadaj
-Do zoba Vexy- odwrócił się na pięcie i poszedł w przeciwnym kierunku. Potrząsnęłam głową próbując sobie uświadomić co się właśnie stało. Po 10 minutach byłam już przed jego domem. Zapukałam, ale nikt nie otwierał. Odsunęłam troche donicę i podniosłam kluczyk, który włożyłam do zamka i przekręciłam. Weszłam do środka, gdzie panował półmrok. Jedyne światło padało z plazmy w salonie, dlatego tam też poszłam. Loui spał na sofie. Jego grzywka opadała na czoło, co dodawało mu uroku. Wyglądał niewinnie i bezbronnie. Przykucnęłam przed nim i odgarnęłam włosy. Tommo mruknął pod nosem, na co znów się uśmiechnęłam. Przejechałam dłonią po jego policzku, na co znów niezadowolony mruknął.
-Spadaj- powiedział zachrypniętym głosem, który był mega seksowny… normalny! BYŁ NORMALNY. Powtórzyłam swój gest. Szatyn złapał za moją kończynę, a później uniósł powieki- Katie- powiedział jakby z ulgą. Podniósł się do pozycji siedzącej, a później przeniósł mnie na swoje kolana. Mocno do siebie przytulił. Głowę miałam opartą o jego klatkę piersiową i uważnie nasłuchiwałam bicia jego serduszka. Uniosłam głowę ku górze i pocałowałam go w szyję. –gdzie byłaś?
-W Miami- wzruszyłam ramieniem.
-Miałaś jechać do domu
-Jechałam, ale były małe komplikacje
-Jakie?
-Loui nie chce o tym gadać- po jego minie można było stwierdzić, że jest niezadowolony. Odsunął mnie lekko od siebie i spojrzał w oczy. Czekał wyczekująco, aż coś jeszcze powiem. Nie chce mi się teraz o tym gadać, dlatego lekko musnęłam jego wargi i się odsunęłam. Oblizał wargi, a później przyciągnął mnie za szyję i łapczywie wpił się w moje wargi. Oddawałam jego pocałunki, bo on zajebiście całuje.  Wplotłam palce w jego włosy. Czułam jak się uśmiecha. Rozchyliłam wargi, a on zaczął językiem gładzić moje podniebienie. Nasze języki zaczęły toczyć walkę. Niebieskooki wstał, a ja oplotłam nogami jego biodra, aby nie spaść oraz nie przerywając buziaka. Szedł w stronę swojego pokoju, co chwila obijając moje plecy o ścianę. Pajac nie potrafi iść prosto. Jego dłonie aktualnie znajdowały się na moich pośladkach, ale zdjął jedną, tylko po to, żeby odnaleźć klamkę i otworzyć brązowy prostokąt, który prowadził do jego pokoju. Po wejściu do jego azylu zatrzasnął je nogą. Rzucił mnie na łóżko, a później przygniótł swoim ciałem. Pozbył się mojej bluzki, a później całował moją szyję, schodząc coraz niżej. To jak mnie całował… czułam się dobrze, żeby nie powiedzieć świetnie. Znów objęłam nogami jego pas i odwróciłam nas w ten sposób, że to on teraz był na dole. Siedziałam na nim okrakiem i wpatrywałam się w niego. Na jego twarzy zaczęła pojawiać się niecierpliwość. Próbował mnie pocałować, ale nie pozwoliłam na to.
-Kat- mrukną niezadowolony.
-Co?- powiedziałam w tej samej intonacji, a później pocałowałam. Pozbawiłam go czarnego t-shirt’ u, który rzuciłam na podłogę. Całowałam jego klatkę piersiową, a później umięśniony brzuch, gładziłam go też dłonią, dokładnie dotykając każdy mięsień. Chłopak przekoziołkował nas i pozbawił mnie kontroli. Kreślił językiem kółeczka na moim pępku, przez co moje ciało wygięło się w lekki łuk. Odpiął mi stanik i gdzieś rzucił. Pieścił moje piersi, a później zdjął moje spodenki. Dłonie ułożył na moich udach, które rozsunął na boki. Muskał wewnętrzne strony moich ud, przez co pojękiwałam. Co on ze mną robi!? Jego dotyk działa na mnie cholernie dobrze! –Loui- teraz to ja byłam nie zadowolona. Podniósł się i popatrzył na mnie z chytrym śmieszkiem. Brad! Powiem później.
-Co?- naśladował mój głos. Zdjęłam jego spodnie, które po chwili dołączyły do reszty naszej garderoby, tak jak moje majtki i jego bokserki Wszedł we mnie, na co głośno jęknęłam. Uśmiechnął się chytrze, a później wpił w moje wargi. Poruszał sprawnie biodrami doprowadzając mnie do ekstazy. Po raz kolejny wydałam z siebie odgłos zadowolenia. Poruszał się coraz szybciej, a ja już byłam u szczytu przyjemności. Doszliśmy jedno po drugim. Tommo opadł obok mnie i okrył nas kołdrą. Regulowaliśmy oddechy. – byłaś świetna- szepnął mi na ucho.
-Ty też- uśmiechnęłam się i po raz kolejny dzisiejszego wieczoru go pocałowałam. Przyciągnął mnie do siebie, tak, że głowę miałam opartą o jego klatę. – Loui, bo zapomnę. Jakiś Brad mówił, że jutro
-Kurwa- mruknął, na co uniosłam głowę.
-Co?- pokiwał głową, że nie powie. –Loui gadaj- warknęłam- masz mi powiedzieć!- podniosłam głos.
-Chodzi o wyścig- westchnął- ciebie Emilly szukała, Toretto, O’Conner. W coś ty się wpakowała?
-W nic. Toretto i Briana widziałam pierwszy raz w życiu, a Emilly? Eh szkoda gadać. Kiedyś pracowałam dla jej starego. Stare czasy.
-Cieszę się, że wróciłaś. Zrób coś dla mnie i nie gadaj z Bradem okay?- patrzył na mnie surowym wzrokiem jak ojciec na dziecko, od którego oczekuje, żeby coś zrobiło.
-No okay, ale jutro- ziewnęłam- jutro powiesz kim on jest- nie miałam siły więcej patrzeć w te jego hipnotyzujące tęczówki, dlatego oparłam głowę o jego nagi tors i zasypiałam.
-Dobranoc mała- pocałował mnie we włosy i mocniej przytulił. Zasnęliśmy. 
***
Obudziłem się w łóżku sam, a przecież spałem z Katie. Przeciągnąłem się i wstałem z łóżka. Ubrałem spodnie z dresu i przeczesałem włosy. Zszedłem na dół do kuchni i od razu uśmiech pojawił się na moich ustach. Kat stała w przy blacie ubrana w moją koszulkę oraz swoje czarne bokserki. Miała bose stopy i coś próbowała wyjąć z szafki. Zaszedłem ją od tyłu i objąłem w pasie mocno do siebie tuląc. Odwróciłem ją do siebie przodem, a później uniosłem za pośladki ku górze usadowiłem ją na blacie. Ułożyłem dłonie na jej udach, które rozchyliłem, aby mieć lepszy dostęp do jej warg, które co chwila całowałem. Objęła mnie nogami w pasie i złapała za szyję przyciągając bliżej siebie. Zaczęliśmy się namiętnie całować.
-Siemasz Katie- usłyszałem za plecami. Nie chętnie oderwałem się od brunetki i odwróciłem w stronę Liama. – wiedzę, że noc wam się udała- zaśmiał się ruszając śmiesznie brwiami.
-Ogarnij się- odwarknąłem. – sam pewnie z Izzy…
-Może – uśmiechnął się tajemniczo, na co James się zaśmiała.
-Loui podaj mi ten kubek- wskazała na naczynie, z którego zwykłem pić rano. Pokręciłem przecząco głową- no weź- westchnęła- proszeee – wypuściłem głośno powietrze i podałem szklankę, o którą prosiła.
-Dajesz jej swój kubek?!- zdziwił się Payne, na co wywróciłem oczami- nikomu nie pozwala z niego pić- powiedział do Katie, a później gdzieś polazł. Brunetka przytuliła mnie od tyłu.
-Nikomu nie pozwalasz, a mi tak?- mógłbym przysiąc, że się teraz uśmiechnęła. Odwróciłem się do niej przodem i spojrzałem w oczy. Dziewczyna się uśmiechnęła, a późnej musnęła moje wargi. To był przelotny buziak, a później poszła do góry. Nalałem wody do tego samego kubka co niebieskooka i wypiłem, następnie poszedłem w jej ślady. Leżała na materacu i tępo gapiła się w sufit. Położyłem się obok.
-Co jest?- wzruszyła ramionami. –powiedz
-Czego oni ode mnie chcieli?- zmarszczyłem brwi, o kogo teraz jej chodzi?- no wiesz Toretto
-Pytał o twoją matkę
-To jej znajomy- oparłem się na łokciu i leżałem teraz na prawym boku nawijając sobie jej włosy na palec. – mówiła mi, że nie widziała go 18lat
-A ty masz…
-No 17lat głąbie- westchnęła- nie wiesz ile mam lat!?
-No 17lat małpo- zaśmiała się pod nosem. – myślisz, że on może być twoim ojcem?
-Nie. Na pewno nie, przecież mój mieszka w Bakersfield mówiłam ci- pochyliłem się nad nią i pocałowałem, co odwzajemniła. Po chwili jednak oderwałem się od niej przygryzając jej dolną wargę. Uśmiechnęła się.
-Zadzwoń i poproś o wyjaśnienia
-Nie- podniosła się- idę pogadać z Harrym- już miała wstać z łóżka, ale złapałem ją za nadgarstek. –Loui, przecież…
-Też pojadę- wzruszyła ramionami. Dziewczyna poszła do łazienki, z której wyszła po 15 minutach ubrana we wczorajsze rzeczy. Po niej wszedłem ja. Wziąłem szybki prysznic, a później ubrałem się w czarne rurki oraz czarny t-shirt. Przeczesałem włosy ręką i wyszedłem. Katie już stała przy drzwiach. Podszedłem jeszcze do szafy, z której wyjąłem zieloną bluzę od Nike i rzuciłem jej na głowę, co ją troche zirytowało- ubierz się- posłusznie ubrała na ramiona bluzę. Wyszliśmy z mojego azylu i zeszliśmy na dół. W salonie urzędowała już Nikki.- czego szukasz?- zmarszczyłem brwi.
-No pilota buraku- westchnęła.
-Pod sofą- uśmiechnęła się Katie. Blondynka znalazła pilot.
-Dzięki i siemka tak właściwie- wymieniły się uśmiechami. – zjecie naleśniki?
-Nie- odpowiedziałem na nas oboje- chodź do tego palanta, a później…
-Jeśli masz być wkurwiony o to, że chcę z nim pogadać to sobie odpuść. Znowu zaczynasz mnie wkurwiać!- wrzasnęła i w pośpiechu ubrała buty, a później wyszła.
-Widziałaś?- zwróciłem się do Nikol.- czy w zawsze musicie robić aferę o nic?
-Debil- skwintowała.- zakochany, zazdrosny pojeb- patrzyłem na nią zszokowany. Pierwszy raz nazwała mnie pojebem- no jedź za nią, bo znowu ci gdzieś ucieknie i będziesz smutał
-Ja nie smutam to po pierwsze…
-Po drugie zapierdalaj za nią kretynie- z góry zszedł Malik.- no jazda- westchnąłem i wyszedłem z domu kierując się w stronę garażu. Wsiadłem do mojego mitsubishi i pojechałem w stronę domu Toretto. Po drodze dostrzegłem Katie, szła cała w nerwach kopiąc kamyk i klnąc pod nosem. Wyglądała zabawnie i uroczo. Zatrąbiłem zwracając jej uwagę. Mordowała mnie wzrokiem i wystawiła środkowy palec. Podjechałem bliżej i spuściłem szybę w dół.
-Wsiadaj
-Spierdalaj
-Wsiadaj
-Odpierdol się
-Nie świruj tylko wsiadaj- warknąłem, ale on szła dalej. Zatrzymałem samochód i wysiadłem trzaskając drzwiami. Szarpnąłem ją za ramię zmuszając, aby na mnie spojrzała.
-Co?!- wrzasnęła. Złapałem za jej policzki i przyciągnąłem do siebie złączając nasze wargi w pocałunku. Oddała, a po chwili się od siebie odkleiliśmy.
-Chodź
-Czy ty zawsze musisz mnie wyprowadzać z równowagi?
-Sama mnie wyprowadzasz z równowagi- powiedziałem po przez śmiech, gdy siedzieliśmy w aucie. Po 12 minutach byliśmy przed domem Harrego. Wysiedliśmy, a ja od razu splotłem nasze palce razem.
-No nie gadaj- zaśmiała się.
-Zamknij się okay?- nic nie opowiedziała tylko z chytrym uśmieszkiem wzruszyła ramionami. Weszliśmy na ganek, po czym brunetka zapukała.
_________________________________
Okay mamy już 17 niespodzianka może być? OK no to teraz pytanka:
1. Lou i Katie. Jak dalej potoczą sie ich relacje?
2. Co sie wydarzy w domu Toretto?
3. Czego Katie dowie sie od Harrego?
4. Brad namiesza czy odpuści?
5. Jak rozdział?
Bardzo wam dziękuję za cierpliwość tym bardziej, że mam dwie kapy z matmy ;/ Nie za fajnie ;/
Zadawajcie pytania bohaterom jeśli chcecie 
Mam dla was niespodziankę- kolejną:

Dobra od razu mówie, że nie wiem kiedy następny rozdział. Możemy zrobić coś takiego, że jeśli będzie ponad 25 komentarzy postaram sie coś dodać. Pasuje wam? Myśle, że tak 
Buźka miśki ;** 

niedziela, 20 października 2013

nowy rozdział: kiedy i o czym

Okay nowy rozdział pojawi sie prawdopodobnie jutro lub wtorek najpóźniej w okolicach czwartku, piątku.
Zależy to od ilości komentarzy! Mogę tylko powiedzieć, że w następnym rozdziale czeka was miła niespodzianka oto zapowiedź:



'- Katie- powiedział jakby z ulgą. Podniósł się do pozycji siedzącej, a później przeniósł mnie na swoje kolana. Mocno do siebie przytulił. Głowę miałam opartą o jego klatkę piersiową i uważnie nasłuchiwałam bicia jego serduszka. Uniosłam głowę ku górze i pocałowałam go w szyję. –gdzie byłaś?'

Pokażcie na co was stać! 
Buźka miśki ;**

sobota, 12 października 2013

16.



***
Stałam na drodze, a dwie postaci zmierzały w moim kierunku. Byli to dwaj mężczyźni oboje ubrani w czarne spodnie. Jeden miał czarny t-shirt oraz skórzaną kurtkę, a na nogach tenisówki, a drugi białą koszulkę, skórzaną kurtkę i również tenisówki. Zbliżali się do mnie powoli. Gdy już byli blisko mnie rozpoznałam ich. Tym pierwszym był Louis, a drugim… drugim był Kai.
-Katie chodź do domu- wydobyło się z ust obu, a następnie wystawili dłonie w moim kierunku. Co ja mam zrobić? Kocham ich obu. Znaczy… nie stop. Ja Louisa lubie, a Kai’ a kocham. Niby prosty wybór serce podpowiada, żeby wybrać… no właśnie kogo? W głowie natomiast to jedno jedyne zdanie ‘przestań żyć przeszłością, liczy się tu i teraz’. Obaj się martwią, obojgu zależy. Może po Tomlinsonie tego nie widać, ale jest opiekuńczy i troskliwy, a jego ramiona dają poczucie bezpieczeństwa. Jest też impulsywny, szybko wpada w złość oraz jest niecierpliwy. Chce wiedzieć wszystko, zawsze widzi winę innych, ale nie swoją. Jest cholernym dupkiem, który wytyka ludziom ich błędy, ale swoich nie zauważa! Natomiast Kai… Kai jest jego przeciwieństwem, to znaczy też daje to cholerne poczucie bezpieczeństwa, martwi się, opiekował się mną i kochał jak wariat, ale jest miłym gościem, który przynosił śniadanie do łóżka. Był romantyczny, dobrze wychowany, potrafiący przyznać się do błędu oraz starać się naprawić. Gdy zrobił źle od razu przepraszał i naprawiał błędy, bo miał wyrzuty sumienia.
-Katie- powiedział tym swoim miłym głosem Kai, a na moich ustach pojawił się cień uśmiechu- chodź do mnie
-Mała, wiem, że wolisz wrócić ze mną, a nie z nim. Pamiętasz co ci mówiłem?- pokiwałam potwierdzająco głową- wy jesteście przeszłością, a my teraźniejszością. Nie żyj przeszłością…
-Liczy się tu i teraz- dokończyłam, a on się uśmiechnął triumfalnie. –ale przesadziłeś, zraniłeś mnie słowami i swoimi czynami-mina mu zrzedła, odwróciłam się na pięcie i wtuliłam w ramiona Kai’ a. Chłopak odwrócił nas i szliśmy w ciemność. Ostatni raz odwróciłam głowę, aby zobaczyć Tomlinsona, który stał w osłupieniu. Szatyn był wściekły. Pełen furii kopnął w swój samochód.
Przebudziłam się i spojrzałam na zegarek. 5.30. Boże czemu ja mam takie dziwne sny? Kai nie żyje! Może to przez to dzisiejsze zadanie? Sama nie wiem, czy dokonałam dobrego wyboru? Boże o czym ja myślę!? To był tylko głupi sen! Kai nie żyje, Louis… ta opcja jest jeszcze przetwarzana. Nie potrafiłam już zasnąć. Postanowiłam pójść do łazienki, gdzie wzięłam relaksujący prysznic. W głębi duszy miałam nadzieję, że troche ogarnę się po tym śnie. Umyłam włosy szamponem jabłkowym, a ciało żelem. Całą pianę spłukałam, a później wytarłam się do seledynowego ręcznika. Ubrałam czarny stanik oraz bokserki. Rozczesałam włosy, po czym troche podsuszyłam. Nałożyłam na bieliznę szorty w szaro-białe paski, białą bluzkę na ramiączkach, a na górę jeansową koszulę z wywijanymi rękawami ¾. Na stopy ubrałam sandały, a na nadgarstek bransoletki i na szyję mój naszyjnik. klik. Nagle zadzwonił mój telefon, a numer był nieznany. Odebrałam.
(rozmowa, K- Katie, N- nieznany)
K- tak?
N- czemu pozwalasz się tak traktować?
K- że co proszę?! Kto mówi!?
N- hej jestem po twojej stronie
K- pytam kto, więc odpowiadaj!
N- wkrótce się spotkamy, a tym czasem bywaj Katie- rozłączył się. Mam się bać? Kim był mój nadawca? To bezsensu. Komu pozwalam się traktować jak? Chodzi o Louisa? Czy o federalnych? Sama już nie wiem. Jeszcze ten gościu, jego głos był bardzo… dziwny. Wymieszany z radością i smutkiem. Zrezygnowana i z natłokiem myśli poszłam do kuchni, gdzie zrobiłam dla siebie kanapki z pomidorem. Zjadłam i popiłam wodą. Następnie zaczęłam się pakować. Plan jest prosty. Najpierw pomóc Hobbs’ owi, buchnąć kasę i na Wyspy Kanaryjskie. Otwieramy warsztat i prowadzimy legalny interes. Muszę jeszcze jechać do L.A. żeby zabrać resztę swoich rzeczy. Pozostaje tylko jedna kwestia, a mianowicie Loui. Obiecałam, że go odwiedzę. Boję się, że nie będę potrafiła wyjechać właśnie przez niego. Sam przecież mówił, że szuka mnie Toretto tyle, że ja z nim nie zadzierałam. Jedyne do czego mogę się przyznać to to, że Robert i Logan mogą mnie szukać. Czemu? Ponieważ nikt dla nich nie chce pracować, co jest moją zasługą. Nie miałam zamiaru dłużej być jednym z dostawców, mechaników, bo nie opłacało mi się to. Płacili marne pieniądze. Czas szybko minął, a na zegarku była już 8.30 postanowiłyśmy z Jo już jechać. Na podjeździe czekała już Riley. Mówiłam, że jest fałszywa? Powiedziała, żebyśmy weszły do środka. Na patio stał już Paul i jego dwaj sługusy.
-Pojedziecie do jednej dzielnicy i z domku numer 61 będą pieniądze, które przywieziecie mi na lotnisko. – przytaknęłyśmy, a później razem z jego pracownikami wsiadłyśmy do aut i pojechaliśmy. Droga minęła szybko, bo po 15 minutach byliśmy przy domkach. Nasi pomocnicy wysiedli z nami z samochodów i w mieszkaniu zaczęli rozwalać ścianę. Później podali nam 4 torby sportowe, które zaniosłyśmy do wozów. Do uszu dobiegł dźwięk kogutów policyjnych. No zajebiście jeszcze smerfów brakowało. A co z tą gadką ‘macie 15minut!’?!W biegu zapakowaliśmy się do fur, którymi później trzeba było wymanewrować z tych wąskich uliczek. Na szczęście się udało i szybko wjechaliśmy na autostradę, a z nami kilkanaście radiowozów. Nad nami krążyły 3 helikoptery. Strzelali do nas. Szybko zmieniałam biegi i dodawałam coraz więcej gazów. Nagle coś trafiło w tylnie drzwi pojazdu, a ja traciłam powoli moc. Wyjrzałam przez okno i co widzę? Jakieś kurestwo mam w drzwiach.
-Trzymaj kierownice – powiedziałam do mojego towarzysza.
-Ja nie… zwariowałaś!?
-Ja pierdole trzymaj tą jebaną kierownice!- wrzasnęłam, a on posłusznie złapał za kółko. Wychyliłam się przez szybę i próbowałam odczepić to ustrojstwo, ale nie mogłam dosięgnąć. – naciśnij gaz, ale nie szarp- wydawałam mu polecenia, które wykonywał. Wychyliłam cały tułów i włożyłam w to całą swoją siłę, ale udało się. Wróciłam na swoje miejsce.
-Ha ha udało się!- krzyknął zadowolony, po czym przybiliśmy żółwika. Aż mi go szkoda, że go wyroluję. Tak szkoda, że aż wcale. W błyskawicznym tempie wymijałam pozostałych uczestników ruchu. Pościg był zacięty. Czuję się jak dawniej, adrenalina się wyzwoliła, a ja to lubię. W końcu zagonili nas w kozi róg, czyli na stare garaże. Wjechaliśmy do dwóch z blaszanych komór, po czym szybko wyskoczyliśmy z aut i wsiedliśmy do tych, które wygrałyśmy w wyścigu.
-Wyjdźcie z rękoma uniesionymi nad głową- mówili przez megafon. Drzwi garaży się otworzyły, a wyjechały z nich jeepy, które utorowały przejazd. Wyjechali moi przyjaciele, którzy zaczęli mylić policję. Tej i Suki zajęli nasze samochody od Hobbs’ a. My pojechaliśmy dalej. Po kolejnych 10 minutach szybkiej jazdy przez radio odezwała się Jo.
-Plan wypalił. UDAŁO MI SIĘ. Twoja kolej- uśmiechnęłam się. Złapałam za lont, który na początku miał czerwony guziczek.

-Skręć tu- wskazał na zjazd.
-Ale lotnisko jest w drugą stronę
-Zmiana planów- okay. Spróbujemy później. Jechaliśmy do takiego jakby mini portu. Nakazano nam wysiąść z wozu i zanieść torby Paulowi. Tak też zrobiłam.
-Teraz pozbądź się jej- prychnęłam pod nosem. Pozbyć się mnie? Chyba go pojebało! Jeden osiłek prowadził mnie w stronę samochodu, a później wyjął pistolet. Odblokował i wycelował. Już miał nacisnąć spust, kiedy padł na glebę jak długi. Jak się okazało chwilę później Jo zajebała mu deską. Pobiegłyśmy w stronę portu, ale jacht już odpłynął.
-I co teraz!?- Jo wyrzuciła ręce w powietrze.- zrobili nas w chuja, a uniewinnienia poszły się jebać!
-Nie – pokiwałam przecząco głową- chodź- złapałam ją za nadgarstek i ciągnęłam w stronę auta. Wybiłyśmy rozwaloną już przednią szybę i jechaliśmy polną drogą. Na liczniku miałam już 160 km/h, a przed mną był klif.
-Pojebało cie!?- zaśmiałam się pod nosem, a później samochód zaczął lecieć, a wylądował na luksusowym jachcie. Mina Paula była bezcenna. Mówiła: ’co kurwa!? Jak to możliwe!?’. Pochwycił broń, ale byłam szybsza i postrzeliłam go w obojczyk. Riley założyła mu kajdanki, a później dobiłam do brzegu. Oddaliśmy do w ręce Hobbs’ a.
-Jeszcze tego pożałujesz – syknął w moją stronę. Federalni go wywlekli do radiowozu.
-Więc były tylko 2 torby?
-Tak- przyznałam.
-Nie- westchnęła Jo. Popatrzyłam na nią ze zmarszczonymi brwiami. – były 4- po chwili przyniosła pozostałe dwie.
-Dzięki za pomoc. Wszystkie zarzuty zostają uniewinnione- uśmiechnęłam się lekko, a później ruszyłyśmy w stronę samochodu.
-Czemu to zrobiłaś?- nie mogłam się powstrzymać od zadania tego pytania. Sama chciała ten szmal. Chciałyśmy go obie.
-Zacznijmy od zera
-No okay, ale z czego chcesz otworzyć warsztat?- uniosła swoją niebieską koszulkę, a ja się zaśmiałam i pokiwałam głową z politowaniem. Dookoła pasa miała forsę. – skoczymy jeszcze do Los Angeles. Muszę coś załatwić.
-Spoko- wsiadłyśmy do pojazdu i ruszyłyśmy w drogę.
***
Minęły już dwa dni od kiedy gadałem z Katie, bo nie odbierała. Mam nadzieję, że ten pojebany masochista nic jej nie zrobił, bo go chyba zajebie. Z Malikiem na razie nie gadamy. Nadal jestem na niego wkurwiony, za tą akcje u Parkera. Cały dzień spędziłem dziś w garażu naprawiając mój samochód. Skończyłem około godziny 18. Wyjąłem z lodówki cole i usiadłem przez plazmą w salonie. Zaraz obok mnie zasiadła moja ekipa.
-Jak tam Katie się odzywała?- zagadał Liam, na co pokręciłem przecząco głową.
-Lou na pewno nic jej nie jest- Nikki próbowała podnieść mnie na duchu, ale to nie dawało mi spokoju. Brad mógł jej coś zrobić.
-Stary idziemy do klubu rozerwiesz się troche- zasugerował Malik, na co posłałem mu złowrogie spojrzenie. – dalej masz nerwy o ten spacer!?
-Odpierdol się od niej – warknąłem.
-To. Był. Tylko. Spacer. – powiedział przez zaciśnięte zęby. – przecież nic takiego nie zrobiłem! Ona też! Zresztą to nawet nie jest twoja dziewczyna!
-Zamknij się
-Nie jest twoją zabawką! Może robić co chce. Katie ma wolną wolę i prawo do decydowania za siebie!- z każdym jego słowem czułem jak mięśnie mi się napinają.
-Stul pysk!- wrzasnąłem i stanąłem naprzeciwko niego. – nikt jej nie dotknie. Jarzysz?
-A jeśli teraz ktoś ją dotyka? Na przykład Brad.
-Nie
-Masz pewność?!
-Nie prowokuj mnie- wysyczałem, a mój głos był przesiąknięty jadem. Zayn miał za to niezły ubaw. Bardzo łatwo wyprowadzić mnie z równowagi.
-Ale to jest prawda. Ona może robić co tylko chce, bo to wolny kraj! A ty nie masz nic do…
-Zayn do kurwy!- wrzasnęła Nikol i stanęła pomiędzy nami. – ogarnij się. Dobrze wiesz, że on lubi Kat, po chuj się do tego wpierdalasz!?
-Do końca życia będziesz go bronić!? A może sama jesteś zazdrosna co!?
-Nie ośmieszaj się- w oczach starszej Swan gościł niepokój oraz strach? Czego ona się boi?
-Nikki powiedz co czułaś jak poszedłem na spacer z Katie
-Nic- kłamie. Malik uniósł brwi ku górze. – mam kogoś- znów kłamie. – Zayn skończ tą szopkę!- mulat wybuchnął śmiechem. Nie ogarniam.

-Serio myślisz, że czuje coś do Kat?- zwrócił się do mnie. Na co przytaknąłem- to jesteś durny, chciałem tylko Nikki podpuścić- blondynka trzepnęła go w ramie i zaczęła bić po klacie, na co on tylko ją przytulił. Pojebaniec, krętacz i mój przyjaciel.
-Stary sory za to u Parkera- przybiliśmy sztamę, a Zayn powiedział tylko zwykłe ‘spoko’. Moi przyjaciele poszli do klubu, a ja postanowiłem zostać, bo nie chciało mi się zbytnio nigdzie wychodzić. Położyłem się na sofie i przysnąłem.
_______________________________________
Ok to mamy już 16 cieszycie sie? Pytanka: 
1. Kto dzwonił do Katie?
2. Co sie wydarzy w L.A.?
3. Kim jest Brad? 
4. Jak rozdział?
   Dzięki za komentarze, ale to troche wkurzające, że jest 97 wejść, a tylko 14 komentarzy ;/ Możecie pisać z anonimów nawet emotikony typu ;) albo ;( 
   Pytajcie bohaterów o co tylko chcecie. 
   W zakładce 'bohaterowie główni' pojawiła sie postać Brada zobaczcie jak chcecie. 
   Komentujcie i do nexta miśki ;**