piątek, 30 maja 2014

37.



Ważna notka pod spodem. Przeczytaj koniecznie!!

***
„Czy czujesz się czasem jak plastikowa torba,
Dryfująca na wietrze chcąca zacząć od nowa,
Czy czujesz się czasem cienki jak papier,
Jak domek z kart jeden podmuch do zawalenia.
Czy czujesz się czasem głęboko pogrzebany,
Na sześć stóp. Krzyczysz, ale nikt cię nie słyszy,
Czy wiesz, że dla ciebie jest ciągle szansa,
Bo jest w tobie iskra”

Wróciłem do domu około 5 nad ranem. Wszyscy jeszcze spali, no prawie…
-Katie, czemu nie śpisz?- usiadłem obok brunetki, która momentalnie do mnie przyległa swoim drobnym ciałem. Objąłem ją ramieniem, całując w czubek głowy. – przepraszam, zachowałem się jak dupek.
-Muszę się zgodzić- ziewnęła.- ale mój dupek- zaśmiałem się cicho pod nosem, a potem cmoknąłem jej usta. – Loui?
-Hm?
-Wiesz z kim Zayn się teraz spotyka?- pokiwałem przecząco głową, a brunetka wyjęła swoją komórkę. Wybrała kontakt Malika i przyłożyła telefon do ucha. - … no hej… nie wierzę!… czemu nie powiedziałaś!?… ale z ciebie franca… no okay. Pozdrów go i się zabezpieczaj… kocham cie…- rozłączyła się, a potem westchnęła.- nie uwierzysz, z kim on się teraz zabawia- powiedziała podekscytowana.
-Zaskocz mnie.
-Z Cami!- pisnęła.
-Pierdolisz- nie wierzyłem. Malik pieprzył Torres? Przecież ta blondyna jest szurniętą wariatką, która cały czas się mnie czepia o byle gówno. Katie potrząsnęła przecząco głową. – Nikki się wkurwi- stwierdziłem, a moja dziewczyna przyłożyła palec do ust, chcąc dać mi do zrozumienia, że to tajemnica i nie mogę powiedzieć o tym przyjaciółce. –chodź spać- wziąłem ją na ręce i zaniosłem do mojego starego pokoju. Położyłem ją na łóżku, a sam zająłem miejsce obok. – dobranoc aniołku- pocałowałem jej wargi, a ona przytuliła się do mojej klaty.
-Loui… powiem ci później – ziewnęła, a potem zasnęła.
***
Louis poleciał samolotem do Nowego Yorku razem ze swoją mamą. Ja natomiast pomogłam się spakować Ally. Blondynka była przygnębiona, ale rozumiem ją. Za dwa dni wyjeżdżamy. Obie układałyśmy w walizkach jej ciuchy i resztę rzeczy osobistych.
***
W Rio byliśmy wczesnym rankiem. Louis zabrał jedną z toreb siostry i poszliśmy do domu. W środku panowała grobowa cisza, ale co się dziwić? Przecież te lenie nie wstają przed 5.
-Liam!!- wydarł się Louis, ale nie otrzymał odpowiedzi. – Payne do kurwy!!
-Czego drzesz Tomlinson?- ziewnął Harry, który właśnie wychodził z kuchni. – co to za laska?- wskazał na Alison, która lekko się uśmiechnęła.
-To moja siostra- warknął szatyn.- chodź pomożesz mi z torbami.
-Znowu się wyprowadzasz?- na dół zwlekła się Nikol. – cześć Ally- podeszła i przytuliła blondynkę.
-Hej Nikki- odwzajemniła uścisk. – gdzie Izzy i chłopaki?
-Bella i Liam jeszcze śpią, a Zayn pojechał do swojej nowej dupy- warknęła. Spojrzałam na Louisa, zagryzając wargę. Niech nie mówi jej, że Zayn i Cami ze sobą kręcą. Chciałabym, żeby moja siostra jeszcze pożyła. Niebieskooki w ramach zapewnienia, że nie puści pary z ust, puścił mi oczko. Trochę mnie uspokoił. Drzwi znowu się otworzyły, a stanął w nich Malik.
-Siemka ludzie- był cały rozpromieniony. Camila chyba naprawdę go uszczęśliwia.- Ally?!- zdziwił się. –co tu robisz?
-Mieszka- odpowiedziałam za blondynkę. –pomożesz nam z jej torbami?
-Pewnie- razem z Harrym i Louisem wyszedł z domu. Po chwili wszystkie rzeczy Ally były już w domu. Przy śniadaniu, które zrobił Harry, ustaliliśmy, że Liam, loczek, Nikki, Izzy, Ally i Louis pojadą po farby, meble i inne przedmioty do pokoju siostry Tomlinsona. Kiedy reszta pojechała, ja siedziałam z Zaynem przed telewizorem z herbatą i rozmawialiśmy.
-Zayn spowiadaj się- zmarszczył brwi. – chcę znać prawdę.
-Co?- chłopak był kompletnie zmieszany.
-Z Cami to coś poważnego?
-Co?!- pisnął.- przecież nie spotykam się z twoją przyjaciółką. Myślisz, że pojechałem na trzy dni do Włochy tylko po to, żeby zobaczyć jak się uśmiecha?!- zaczął się nerwowo śmiać.- nawet nie masz dowodów.
-Czyżby?- zmarszczył brwi. – dzwoniłam do ciebie i odbiera Camila.
-Czysty przypadek, po za tym, byłem na wakacjach.
-Dupek z ciebie, myślałam, że się przyjaźnimy- skrzyżowałam ręce na piersi.
-Bo tak jest.
-Przyjaciele nie mają przed sobą tajemnic!
-Nikki wie?- nie odezwałam się.- Katie- westchnął.- powiedziałaś o tym Louisowi?- przytaknęłam, a on uderzył się dłonią w czoło.- zajebiście, to już nie żyję. Przecież ta wariatka mnie wykastruje!
-On jej nie powie- mruknęłam. –kochasz ją?
-Nie wiem, ale zrobiłbym wszystko, żeby była bezpieczna.- to słodkie. Na samą myśl się uśmiechnęłam. –Katie powiedziałbym ci jako pierwszej, ale później.
-Niech będzie, że ci wierzę.
-Czemu Ally tu będzie mieszkać?
-Mama Lou jest chora na raka i musiała przenieść się do Nowego Yorku, do jednego z najlepszych szpitali. Nie chcesz, żeby tu mieszkała?
-Chcę, bo ją lubię, ale jak byliśmy młodsi, to się we mnie bujała- mruknął zażenowany.
-Bez obaw, twoje miejsce chyba zajął Harry. Robimy obiad?- przytaknął, a potem poszliśmy ugotować posiłek. Zrobiliśmy makaron zapiekany z serem. Pachniało pięknie. Po trzech godzinach wrócili cali obładowani. Rzucili wszystkie torby w salonie i usiedliśmy do obiadu. Po posiłku zaczęłam zmywać, a reszta poszła urządzać pokój dla Ally. Kiedy posprzątałam, poszłam do salonu i włączyłam telewizję. Leciał akurat jakiś teleturniej, kiedy mój telefon zadzwonił. Odebrałam.
(rozmowa, K- Katie, C- Camila)
K- cześć piękna.
C- wejdź na skejpaja myszko- rozłączyłam się. Poszłam do mojego i Louisa pokoju, z którego zabrałam laptopa. Poszłam do ogrodu i usiadłam na huśtawce. Zalogowałam się na skype i zadzwoniłam do Torres. Po chwili na ekranie pojawiła się zadowolona buźka blondynki.
-No hej myszko- uśmiechnęła się jeszcze szerzej. – Zayn dotarł szczęśliwie?- przytaknęłam.- to fajnie.
-Jak studia?
-No wiesz dużo tego, ale to nieważne. Mów co tam u ciebie i tego idioty- na samą myśl o Louisie, Camila czuła się źle. Uniosłam brwi, na co ona wywróciła oczami.- no okay przepraszam. Co u ciebie i Tomlinsona?
-Dobrze, ale on jest naprawdę w ciężkiej sytuacji, dlatego nie atakuj go, tylko przez to, że kilka razy mnie zranił.
-On mnie tak wkurza!- wrzasnęła i pociągnęła za swoje blond włosy. – czekaj, jak to w trudnej sytuacji? Coś z dzieckiem?
-Nie, ale jego mama jest poważnie chora- Cami spuściła głowę, co świadczyło tylko o jednym, a mianowicie, że było jej głupio z powodu tych słów.
-Katie!
-Tu jestem Ally!- odkrzyknęłam.
-Co za Ally?
-Siostra Louisa, mieszka teraz z nami. Cami, a Zayn jest dobry w łóżku?- blondynka poczerwieniała, a ja zaczęłam się śmiać. Alison usiadła obok mnie i oparła głowę o moje ramię.
-Jak ty z nimi wytrzymujesz? Przecież non stop drą koty- westchnęła zmęczona. –Louis to…
-Totalny palant, idiota, debil, kutas, złamas, ch…
-Camila!- wrzasnęłam. –jak nie przestaniesz, to przysięgam, że powiem Nicol.
-Co jej powiesz, że całe trzy dni zabawiałam się z Malikiem?!- prychnęła pod nosem, całkowicie niewzruszona.
-Spałaś z Zaynem?!- zdziwiła się Ally.- jejku zawsze chciałam się z nim przespać- mina Torres była bezcenna.- jest tak dobry jak mówi, czy tylko jest taki zadufany?
-Jest zajebiście dobry- zagryzła dolną wargę, a my zaniosłyśmy się śmiechem. – a Tomlinson?- uniosłam na nią brwi. – no co? Chcę wiedzieć.
-Pamiętasz, jak bardzo smakuje mi czekolada z orzechami?- przytaknęła.- on daje mi o wiele więcej. Nawet lody waniliowe przy nim wymiękają.      
-A Harry kogoś ma? –pokiwałam przecząco głową.- a dobry jest w łóżku?
-To mój kuzyn! Skąd mam wiedzieć?- wybuchałam śmiechem.
-Jak to kuzyn?!
-Oj Cami, widzisz ile cie ominęło? Dominic Toretto to mój ojciec.
-Ally chodź tu i pomóż!- przez okno zaczął się wydzierać Tomlinson.
-Mam dość- Alison podniosła się i już miała iść do domu, kiedy powiedziałam jej, że pójdę z nią. Pożegnałyśmy się z Camilą, a potem ruszyłyśmy na piętro. Praca szła im bardzo szybko. Teraz siedzieli i pili piwo. Dla mnie i Ally mieli colę w puszkach. Siedziałam u Louisa na kolanach, a co chwila mnie całował.
-O czym gadałaś z tą wariatką?- zapytał nagle, na co Zayn odkasłał głośno. Teraz nie obraża tylko mojej siostry, ale też dziewczynę Malika.
-O seksie z tobą- zakrztusił się alkoholem, na co reszta parsknęła śmiechem.- i jej chłopakiem- teraz to Zayn się zakrztusił.
-I co kto jest lepszy ja czy ten od Torres?
-Nie wiem, nie spałam przecież z nim, to ci nie powiem- wzruszyłam ramionami, na co Zayn poruszał brwiami. No czy on jest normalny?
-Zawsze możesz- stwierdził.- jak Louis nie daje ci tyle rozkoszy, ja jestem chętny.
-Chodzisz z Torres!?- wrzasnęła Nikki. Chłopak się sam wkopał.
-Co ty znowu pierdolisz? – westchnął Zayn.
-Nie rób z siebie idioty!
-To ty jesteś zazdrosna.
-O ciebie?- prychnęła. – chciałbyś.
-Camila jest lepsza od ciebie w łóżku i kocham ją- Nicola zaczęła zgrzytać zębami. – no co Zack cie nie zaspokaja?
-On przynajmniej wytrzymuje dłużej od ciebie- mulat parsknął śmiechem.
-Pamiętasz Ibizę?  O Zayn uh jak mi dobrze ooo- zaczął jęczeć jakby dostawał orgazmu. – uh tak, jak mi dobrze oh…
-Jesteś żałosny- stwierdziła Nikki. – współczuję Torres, że zabujała się w takim zjebie.
***
Pojechaliśmy z Ally załatwić szkołę. Nikki wyszła, gdzieś z Zackiem, a chłopaki i Izzy pojechali na tor. Katie chciała zostać w domu. Mimo, że byłem temu przeciwny, to w końcu jej uległem. Zatrzymałem samochód na parkingu szkolnym i wysiedliśmy. Ally cały czas nadawała, że nie opłaca jej się już chodzić do szkoły, bo zostały tylko trzy miesiące. Kroczyłem na równi z siostrą przez szkolny korytarz.
-Wiesz dokąd idziesz?- blondynka podparła biodra i patrzyła na mnie z uniesionymi brwiami.
-Zaraz się dowiem- warknąłem i zaczepiłem jakiegoś małolata. – gdzie gabinet dyra?- zmarszczył brwi, a potem spojrzał na Ally, która mruknęła ciche przepraszam. Wywróciłem oczami. –gadaj kurwa.
-Chodźcie pokażę- nastolatek zaprowadził nas do pokoju dyrektora, a potem poszedł, posyłając blondynce uśmiech. Weszliśmy do gabinetu i usiedliśmy na krzesłach.
-W czym mogę pomóc?- mężczyzna na oko pięćdziesięcioletni zamknął segregator i dokładnie się nam przyjrzał.

-Chciałem zapisać siostrę.
-Dobrze, jaki kierunek cię interesuje?- zwrócił się do niebieskookiej.
-Żaden- mruknęła.
-Rozszerzony angielski i coś ze sztuką- dyrektor przytaknął, a potem coś wpisał do komputera.
-Będziesz chodziła do klasy trzeciej C. Podaj mi dane siostry, a ja zapiszę ją do dziennika- przytaknąłem, a potem podałem mu informacje, o które prosił. Zajęło nam to jakieś dwie godziny. Ally dostała plan szkoły i zajęć, a potem pojechaliśmy po książki, zeszyty i inne takie duperele szkolne.
 ***
W naszej lodówce świeciło pustkami, dlatego postanowiłam pojechać do miasta i coś kupić. Napisałam kartkę dla Louisa z informacją, że wychodzę na zakupy, żeby się nie martwił. Ubrałam czarne botki, a następnie zabrałam torebkę i klucze. Poszłam do garażu, gdzie wsiadłam do samochodu. Odpaliłam silnik, po czym wyjechałam z garażu. Włączyłam radio, a po 15minutach byłam już pod marketem. Wysiadłam i zamknęłam auto. Wolnym krokiem ruszyłam w stronę sklepu. Z portfela wyjęłam monetę, dzięki której mogłam zabrać wózek, z którym weszłam do marketu. Pchałam koszyk przez sklepowe alejki i wrzucałam do niego potrzebne produkty. Po trzydziestu minutach stałam w kolejce do kasy. Zapakowałam zakupy do toreb i zapłaciłam kartą. Zajechałam wózkiem do samochodu, żeby tyle nie dźwigać i zapakowałam reklamówki. Odprowadziłam koszyk, a potem poczułam ból…
***
Wróciliśmy do domu około 18. Louis chodził cały nerwowy, a Ally próbowała go uspokoić. Izzy i Liam poszli do kuchni, a ja usiadłem obok blondynki.
-Ludzie nie ma nic do jedzenia!- wydarł się Payne. – chcecie pizzę!?
-Ta!- odkrzyknąłem. –gdzie moja kuzynka?- Tomlinson zacisnął szczękę.
-Wyszła na zakupy, ale nie ma jej od 5godzin! Kurwa, wiedziałem, żeby jej nie zostawiać! – chodził w te i powrotem, klnąc pod nosem. Nagle jego telefon zaczął dzwonić.- Katie- mruknął i przyłożył komórkę do ucha. –hej misiu, kiedy będziesz… kurwa, gdzie jest Katie!?… skończ pierdolić, tylko gadaj skurwielu, bo cie zapierdolę, jak tylko znajdę!… ja ci zaraz dam spokojnie chuju!… pytam ostatni raz, gdzie jest Katie!… już nie żyjesz skurwielu- mruknął, a potem rzucił telefonem o ścianę. Urządzenie rozsypało się na drobne części, a on zaczął wrzeszczeć, szarpiąc za końcówki swoich włosów.
-Harry boję się go- mruknęła Ally w moje plecy.
-Nie masz czego- objąłem ją ramieniem i przyciągnąłem bliżej siebie. Nie będę ukrywał, że ona mi się podoba. Jest miła, zabawna, mądra, zadziorna, śliczna…
-O’ Conner łapy przy sobie, bo ci je upierdolę!- jejku ten to jest pierdolnięty. Gdzie do cholery jest Katie!? Może miała już dość tego psychopaty i uciekła, a on się teraz będzie na mnie wyżywał? Chuj z tym i z nim. Lubię jego siostrę, a on mi może… -Liam!- Payne przyszedł do nas, a Tommo  nakreślił mu całą sytuację. Okazało się, że jakiś pojebany Josh i Kevin chcą się na nim zemścić? Nie wiem, serio… cały czas gapiłem się na Ally. Ona tak śmiesznie marszczy nos, kiedy Louis zaczął jej gadać, że mam ją mieć na oku, kiedy on będzie szukał Katie. I znowu mam być nianią, ta super niania płatna i przystojna. Zajebista i seksowna. Zajmie się każdą foczką, o ile foczką jest, płcią męską się nie zajmuję. –zadzwoń do tej wariatki Zayn i zapytaj o Josha- Malik według prośby wykręcił numer do Cami.
-Hej mała…- tylko to zdążył powiedzieć, bo Tomlinson wyrwał mu telefon. Mulat patrzył na niego morderczym wzrokiem. Nie dziwię mu się, chciał pogadać ze swoją foczką, może seks na telefon? Kto ich tam wie…
-Słuchaj szajbusko, gdzie jest Josh?… sama jesteś pojebana!… zamknij się i posłuchaj! Wypytaj wszystkich o Josha i oddzwoń, jak się czegoś dowiesz… bo kurwa porwał Katie, a ja chcę mu wpierdolić!… no okay… on cie też… na razie wariatko- rozłączył się, a potem oddał Zaynowi telefon.
-Skończysz to niej mówić na per wariata, szajbuska itd.?- Louis wywrócił oczami.
-Tylko wtedy, kiedy ona przestanie mówić, że jestem skończonym chujem i skurwielem. O’ Conner pilnuj Ally, a ty- wskazał na siostrę.- masz jutro iść do tej pierdolonej szkoły, bo jak się dowiem, że nie szłaś to masz przejebane.
-A ty gdzie jedziesz?- wzrok wszystkich powędrował na Izzy. Louis przywalił sobie otwartą dłonią w czoło, a potem przetarł nią twarz.
-Czy ty w ogóle ogarniasz co się stało?!
-Kretyn- skwintowała, a potem poszła do góry.
-Malik jedziesz ze mną- obaj wyszli, a Liam usiadł obok nas. Po chwili przyszła pizza, którą ciemny blondyn odebrał. Siedzieliśmy przed telewizorem i oglądaliśmy mecz, zajadając pizzę. Ally siedziała wtulona we mnie i marudziła, że mecz jest nudny. Tuliłem ją do siebie i zajadałem się, kiedy Liam próbował namierzyć telefon Katie.
***
Obudziłam się z potwornym bólem głowy. Znajdowałam się w ciemnym pomieszczeniu z malutkim okienkiem, gdzie było pełno wilgoci i śmierdziało. Moje dłonie i nogi były związane, a bluzka podarta. Nagle drzwi się otworzyły, co wnioskuję po skrzypnięciu. Odruchowo zamknęłam oczy, a chwilę potem ktoś gładził mnie po policzku.
-Wstawaj aniołku- niepewnie uniosłam powieki i doznałam szoku.
-Josh?!
-Cześć piękna- brunet uśmiechnął się.- Kev chyba nie zrobił ci większej krzywdy? – spuściłam wzrok na mój brzuch. Nic się chyba nie stało. Nie chcę kolejny raz stracić dziecka, nie chcę, żeby Louis znowu mnie zostawiał.
-Wypuść mnie- warknęłam.
-Kochanie, najpierw Louis musi ponieść karę, a ty mi w tym pomożesz, ale najpierw- zbliżył swoją twarz do mojej i musnął moją szyję. Chciał mnie całować, ale kopnęłam go w krocze.- kurwa, Katie!- wrzasnął, odskakując ode mnie. –tak chcesz się bawić!?- szarpnął za moje włosy, a potem zaczął się do mnie dobierać. Podwinął moją bluzkę i dotykał mojego brzucha. Krzyczałam, że ma mnie zostawić, ale nie słuchał. Łzy powoli zaczęły zbierać się w moich oczach.
-Josh!- do pokoju wszedł Kevin, a ja w tym momencie byłam mu naprawdę wdzięczna. – przyjechał!
-Dokończymy to skarbie- na samą myśl o tym obleśnym typku zaczęło mnie mdlić.
***
Kurwa nikt nie wie, gdzie ona jest, ale powiedzieli, że jeśli się czegoś dowiedzą, to dadzą znać. To naprawdę zaskakujące, jak ludzie są skąpi. Louis obiecał, że weźmie udział w wyścigu, z każdym, kto znajdzie Katie i postawi całe 500 tysięcy. Jest bogaty, to go stać. To domu wróciliśmy o piątej nad ranem. Od razu walnąłem się do łóżka. 
_______________________________________
Mam dla was niespodziankę- za niedługo skończy sie to opowiadanie i nie będziecie musieli go komentować. Serio?! Taki komentarz wcale dużo nie zajmuje, a mi daje motywację. Jeśli nie chcecie tego czytać- powiedzcie. Ten rozdział jest jaki jest, bo nie miałam weny, co spowodowane jest głupią letnią deprechą i jak już wcześniej pisałam małą liczbą komentarzy... Bardzo dziękują osobą, które komentują regularnie, to dzięki wam jeszcze chce mi sie pisać.
Buźka miśki ;**

sobota, 17 maja 2014

36.



***
„Kochanie, nie wiem
Dlaczego tak Cię kocham
Może to jest ta droga
Którą Bóg stworzył dla mnie na ten dzień”

W domu byliśmy o 23. Pierwsze co zrobiłam, gdy razem z moim kuzynem przekroczyliśmy próg, to zdjęliśmy buty i kurtki. Było o dziwo cicho, co może świadczyć o jednym, a mianowicie: poszli na imprezę. Postanowiłam pójść do Zayna i zobaczyć jak się czyje, no chyba że poszedł z nimi. Uchyliłam drzwi do pokoju mulata, który leżał opatulony kołdrą. Włosy oklapywały mu na czoło i miał kilkudniowy zarost. Mimo wszystko dalej miał ten urok niegrzecznego chłopca, ale teraz wyglądał też jak mały chłopczyk, który jest bezbronny. Na sam widok się uśmiechnęłam.
-To ze mną już nie łaska się przywitać?- usłyszałam nad uchem, a potem obiął mój brzuch, tuląc do swojej klatki piersiowej moje plecy i opierając brodę o moje prawe ramie. – jak w L.A.?
-Raczej dobrze, tylko, że ta… znaczy Owen zrobił ze mnie totalną idiotkę. Jak się czuje Zayn?- odwróciłam się do niego przodem i szybko musnęłam jego usta, na co uniósł lewy kącik ust ku górze.
-Dobrze, nawet jak na gościa, którego rzuciła laska- wzruszył ramionami. Był jakiś nieswój, coś go męczyło i za wszelką cenę nie chciał o tym mówić.
-Serio?!- ze zdziwienia uniosłam w górę brwi.- laska rzuciła jego? Myślałam, że to on rzuca.
-Bo tak jest słoneczko, tylko, że ta cała Lilo zerżnęła barmana- otworzyłam usta i zaśmiałam się krótko. – pójdę ci nalać wody do wanny- przyciągnął mnie do siebie i wpił w moje wargi, potem poszedł. Przysiadłam na łóżku śpiącego Zayna i odgarnęłam jego włosy z czoła.
-Louis zaraz ci zajebie kretynie pojebany- mruknął wciąż z zamkniętymi oczami, dlatego powtórzyłam gest.- kurwa mówię do ciebie- dalej gadał przez sen.- no ja pierdole!- gwałtownie poderwał się z łóżka, a ja odskoczyłam, przez co spadłam z jego materaca.- Katie- pomógł mi wstać, a potem przytulił na powitanie i cmoknął w policzek.- jak tam wyjazd? Słyszałem, że Toretto to twój stary.
-No, a ja słyszałam, że twoja laska się zeszmaciła- zaśmiał się pod nosem. – co się stało z Lou?- zmarszczył brwi.- jest jakiś taki dziwny.- spuścił głowę i oblizał dolną wargę, po czym uniósł na mnie swoje brązowe oczy. Przyglądał mi się chwilę, marszcząc brwi i zagryzając dolną wargę. –Zayn proszę-wydęłam dolną część moich warg i zamrugałam kilkakrotnie, na co zachichotał pod nosem.
-Wiesz, że on mnie zabije?
-Wiem, że ty się nie dasz.- zaniósł się głośnym śmiechem, na co go szturchnęłam. -jego matka dzwoniła, nie wiem czy ci mówił, ale…
-Zayn wiem, co chciała mu zrobić, ale uważam, że powinni pogadać i to sobie wyjaśnić. To było dawno temu.
-To samo mu powiedziałem. Nie mów mu, że ci powiedziałem.- przytaknęłam, a potem poszłam do naszego pokoju. Zabrałam piżamę i weszłam do łazienki, gdzie na brzegu  wanny siedział Louis i bawił się telefonem. Zamknęłam drzwi, a on spojrzał na mnie i się lekko uśmiechnął.
-Wszystko w porządku?- przytaknął, ale niezbyt mnie to przekonało. Nie będę teraz poruszać tego tematu i porozmawiam z nim rano. Wzięliśmy wspólną kąpiel, a potem położyliśmy się do łóżka. Porozmawialiśmy trochę, a potem zaczął mnie całować…
***
Obudziłem się około 10 i wstałem z łóżka. Przykryłem nagą brunetkę i zabrawszy ciuchy poszedłem do łazienki, gdzie wziąłem prysznic.
-Loui!- usłyszałem krzyk mojej dziewczyny.- telefon!
-Odbierz!- odkrzyknąłem. Ubrałem się i ułożyłem włosy w artystyczny nieład, po czym wyszedłem z łazienki. Katie siedziała z moją komórką w dłoniach na łóżku okryta w pościel. Nerwowo stukała palcami o ekran. – wszystko gra?- usiadłem obok i ją przytuliłem.
-To ja powinnam o to zapytać- odsunąłem się na kawałek i przyglądałem jej się ze zmarszczonymi brwiami. O co jej chodzi?- Loui dlaczego to robisz?
-Co robię? Nie wiem o czym mówisz.- wzruszyłem ramionami, na co uniosła brwi.
-Dzwoniła twoja mama- wstałem i podszedłem do okna. Nie chcę z nią gadać na ten temat. Chwilę później poczułem jak mała istotka obejmuje mnie w pasie i przytula się do moich pleców. –ranisz ją.
-Ona też mnie zraniła- warknąłem.
-Loui proszę pogadaj z nią. – jęknęła błagalnie. Odwróciłem się do niej przodem i powiedziałem NIE.
***
Tomlinson wyminął mnie i wyszedł z pokoju. Głęboko westchnęłam, a potem zabrałam ciuchy i poszłam do łazienki doprowadzić się do ładu. Później włączyłam laptopa i zabukowałam dwa bilety do Santa Barbara. Poleci tam i porozmawia z mamą, nawet jakbym miała go tam zawlec siłą, za samochodem. Zeszłam na dół i usiadłam do stołu. Harry podał mi talerz z jajecznicą, za co mu podziękowałam.
-Gdzie Loui?- kiwnął głową w kierunku tarasu, gdzie siedział szatyn i palił. Wstałam i wyszłam do niego. Przysiadłam obok i złapałam za jego dłoń, na co spojrzał na mnie. – zrób to dla niej.
-Nie będę dla niej nic robił – warknął.
-To dla siebie- pokiwał przecząco głową.- dla mnie- wywrócił oczami i wypuścił głośno powietrze.- Lou będzie ci lepiej. Wiem, że tam w głębi serca za nią tęsknisz i chciałbyś ją zobaczyć, ale ta cholerna męska duma ci nie pozwala. – uśmiechnął się lekko, a potem przytulił mnie to swojej klatki piersiowej.
-Wiesz, że jestem cholernym szczęściarzem?- zmarszczyłam brwi. – cieszę się, że cie mam i że będziemy mieli syna.
-Znowu zaczynasz z tym synem?- westchnęłam bezsilna. Skąd on ma pewność, że to będzie chłopczyk?! No skąd!? Co jeśli będzie dziewczynka?!
-Kocham cie mała-zaśmiał się pod nosem.- zabukujesz bilety?
-Już to zrobiłam- wstał i podał mi rękę, pomagając wstać i poszliśmy do kuchni, gdzie zjedliśmy śniadanie. Gadaliśmy jeszcze z Harrym, kiedy na dół zwlekł się Liam, Bella, Nikki, Zack i Malik, który wyglądał już o niebo lepiej, niż wczoraj. Nikol patrzyła na niego z pogardą i celowo migdaliła się ze swoim towarzyszem, nie wiem czy to jest jej chłopak. Nagle usłyszeliśmy dźwięk przychodzącego SMSa i automatycznie spojrzeliśmy na Zayna, który z chytrym uśmieszkiem zaczął odpisywać na wiadomość.
-Czego się szczerzysz do tego telefonu?- warknęła Nikki.
-Bo moja dupa do mnie pisze- uśmiechnął się triumfalnie.
-Lilo cie zdradziła, a ty nadal z nią jesteś?- prychnęła.- ale z ciebie desperat- wyśmiała go.
-Nikki, skarbie, czy ty myślisz, że ja upadłem aż tak nisko? – uniósł na nią brwi.- mogę mieć każdą, mam nową laskę.- wstał i zasunął krzesło. – wrócę za jakieś 2-3 dni.- wbiegł po schodach.
-Dobra idziemy się spakować kicia- Loui też podniósł się i nalał sobie jeszcze coli do szklanki.
-A wy gdzie?- tym razem pytanie padło z ust Payne’ a.
-Jedziemy do Santa Barbara, do… mamy- mruknął Tomlinson, na co Liaś posłał mu przepraszające spojrzenie.
***
To… dziwne. Katie to trudny zawodnik, ale zawsze pokonuje Louisa i ten jej ulega. Ta dziewczyna ma dar i dobry wpływ na Tomlinsona. To urocze, że zmusiła go do rozmowy z panią Sam. Mimo, że jest od niego o 3 lata młodsza i jest jeszcze dzieckiem, to jest naprawdę mądrą kobietą. Izzy tuliła się do mnie, kiedy oglądaliśmy kolejną głupią komedię romantyczną. Tomlinson i James dawno już pojechali, tak jak Zayn. Kurde ten to też jest zajebiście mądry. Znam tą jego nową dziewczynę i to niezła laska, ale Nikki się wkurwi, jak się dowie. W każdym bądź razie ja jej nie powiem.
***
Louis zatrzymał samochód przed jakimś domem i siedział w samochodzie jak ciołek. Szturchnęłam go, ale nie zareagował. Wiem, że to dla niego trudne, dlatego złapałam za jego dłoń, by dodać mu otuchy i pokazać, że niezależnie od tego co tam się wydarzy, ja zawsze będę przy nim. Niebieskooki posłał mi lekki uśmiech, a potem głęboko westchnął i wysiadł. Poszłam za jego przykładem. Zamknął auto i splótł nasze palce razem. Zadzwonił do drzwi, a potem się cofnął do tyłu.
-Kat… ja nie chcę z nią gadać- odwrócił się i wrócił do samochodu, gdzie wsiadł i czekał, kątem oka mi się przyglądając. Drzwi się otworzyły, a w nich stała bardzo ładna brunetka.
-Tak, o co chodzi?- zmarszczyła brwi i dokładnie mnie zlustrowała.
-Dzień dobry, jestem Katie- wystawiłam dłoń w jej kierunku.
-Sam- odpowiedziała ze zmarszczonymi brwiami i podając mi swoją dłoń. – mogę w czymś ci pomóc?
-Właściwie to nie mi, ale takiemu jednemu uparciuchowi.- zagryzłam dolną wargę, a ona dalej parzyła na mnie zdziwiona. – da mi pani chwilkę?- pokiwała pionowo głową, a ja poszłam do samochodu i otworzyłam drzwi. – Loui no dalej- złapałam za jego dłoń i szarpałam.
-Katie bardzo ładnie proszę, daj sobie spokój- warknął.
-Nie, bo ty też mi pomogłeś, teraz chcę zrobić to samo- westchnął bezsilny i wysiadł. Splotłam nasze palce i szliśmy w kierunku jego matki, która nie wierzyła własnym oczom.
-Lou, kochanie- powiedziała to, jakby wielki ciężar spadł jej z serca. Chciała go przytulić, ale nie pozwolił na to. – wejdźcie- otworzyła szerzej brązowy prostokąt i zaprosiła do środka. Weszliśmy i zdjęliśmy buty wraz z kurtkami. Później Tommo prowadził mnie do salonu, gdzie usiedliśmy na sofie. Jego mama nas dogoniła.- napijecie się czegoś? – po jej oczach można powiedzieć, że to naprawdę sprawia jej radość, że Loui w końcu postanowił ją odwiedzić.
-Herbaty- warknął szatyn, na co dźgnęłam go łokciem w brzuch. Pani Tomlinson poszła do kuchni i wróciła po chwili z trzema kubkami i ciasteczkami, które ustawiła na stoliku.
-Boo nawet nie wiesz, jak się cieszę, że cię widzę, tylko powiedz mi dlaczego uciekłeś?
-Nie nazywaj mnie tak- jego ton był lodowaty, aż przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz.- dobrze wiesz czemu, dlatego oszczędź sobie tego teatrzyku.
-Lou! To twoja mama, ogarnij się- trzepnęłam go w brzuch.
-Kat mówiłem ci co chciała mi zrobić z tym skurwielem! Nie potrzebnie tu przyjeżdżałem, chodź wracamy!- wstał i złapał mnie za dłoń, ale wykorzystałam sytuację i pociągnęłam go, tak, że znowu siedział.
-Lou przecież nie wysłałabym cie tam, to był pomysł George’ a.- prychnął pod nosem.
-Akurat- mruknął.
-To twoja dziewczyna?- wskazała na mnie, na co się lekko uśmiechnęłam w jej kierunku. Jest naprawdę miła i widać jak bardzo kocha Louisa, tylko, że on cierpi, bo też ją kocha, ale ona chciała wysłać do to ośrodka wychowawczego, co zraniło jego uczucia.
-Nie patrz na nią i daj jej spokój- cały czas mówił przez zaciśnięte zęby.
-Loui proszę- spojrzałam na niego błagalnie, już miał coś powiedzieć, ale do pomieszczenia weszła jakaś blondynka. Stała jak sparaliżowana i przyglądała się Tomlinsonowi z kamiennym wyrazem twarzy. Była ładną niebieskooką dziewczyną, ubraną w szorty i luźną bluzkę w szerokie paski.
-Cześć Ally- mruknął, ale ona nie odpowiedziała. – Katie to moja siostra- posłałam jej uśmiech, który ku mojemu zdziwieniu odwzajemniła.
Ally
-Louis powiedz, co robiłeś cały ten czas? – Ally usiadła na fotelu i nie spuszczała wzroku ze swojego brata.
-Ścigałem się i miałem problemy- przysięgam, że jak nie zacznie normalnie się odnosić, to mu przywalę. Jaj by mu nie urwało za trochę szacunku, bądź co bądź, ale to jego MAMA! Kobieta spuściła głowę, widać było, że jest jej przykro. Ścisnęłam jego dłoń, na co wywrócił niezauważalnie oczami i głośno wciągnął powietrze nosem.- przepraszam. Mieszkałem z Zaynem, Liamem i dziewczynami w Los Angeles. Zajmowaliśmy się autami, ścigaliśmy się nielegalnie…- zaczął wymieniać i opowiadać jej najważniejsze ze szczegółów sprzed kilku lat. – i zostanę ojcem.- skończył i przytulił mnie. Sam miała całe oczy szklane, a łezki powoli zaczęły spływać po jej policzkach. Loui wstał i usiadł obok niej.-mamo nie płacz- przytulił ją, a na ten widok się uśmiechnęłam. – nic się przecież nie stało, żyję. – starał się ją pocieszyć, ale to zrozumiałe, że tak zareagowała. Jej syn zadaje się z naprawdę nieprzyjemnymi ludźmi, cały czas ryzykuje i żyje na krawędzi, a ona się martwi.
-Lou możemy porozmawiać na osobności?- chłopak spojrzał na mnie i na swoją siostrę.
-To my z Ally pójdziemy się przejść- uśmiechnęłam się i wstałam. Przelotnie pocałowałam chłopaka w usta, a potem z blondynką wyszłyśmy na spacer.  Ally to naprawdę miła dziewczyna i świetnie się z nią dogaduję, bo jest tylko rok młodsza ode mnie. Chodziłyśmy po okolicy, odwiedziłyśmy też centrum handlowe i zrobiłyśmy zakupy. Obładowane torbami poszłyśmy na szejka i jakieś ciastko. Zajęłyśmy stolik obok okna i zajadałyśmy się smakołykami.
-Jak się poznaliście?
-Potrącił mnie- na samą myśl o naszym spotkaniu uśmiechnęłam się lekko. Na początku naszej znajomości nie zapowiadało się przecież, że coś więcej będzie nas łączyło, a teraz? Heh… nie wyobrażam sobie bez niego życia.
-Hej mała- obok blondynki przysiadł jakiś brunet i chciał ją cmoknąć w policzek, ale dziewczyna na to nie pozwoliła. Cały jej dobry humor zniknął, a na jego miejscu pojawiło się obrzydzenie. –co jest?- objął ją ramieniem, ale szybko strąciła jego rękę. Obok mnie przysiadł jakiś blondyn i zaczął się przystawiać.
-What’ s up baby?- zaczęło mi się dźwigać.
-Baby zabierz te witki, bo ci je połamię- uśmiechnęłam się do niego, na co jego oczy się zaświeciły.
-Joe odpuść sobie, bo Katie…
-Mhy Katie- zamruczał- słodka jesteś wiesz?
-Ona ma chłopaka- powiedziała zażenowana Ally.
-I co z tego? Nie widzę go tutaj- prychnął. – zresztą zajmij się lepiej Nickiem – wskazał na bruneta.-ostatnio było wam dobrze, no nie?- parsknął śmiechem, blondynka poczerwieniała ze złości.
-Nie spałam z tym idiotą i nie jesteśmy razem, bo przeleciał tą wywłokę Stacy- warknęła, a potem złapała za swoje torby i chciała iść.
-Ally zaczekaj.
-Jaki to ma sens Katie, przecież oni i tak nie dadzą mi spokoju. Idziesz czy…?
-Mała zostaje.
-Mała to jest twoja pała.
-Zdziwiłabyś się.
-Chłopcze nie karz mi się krzywdzić- wyminęłam go i zabrałam torby. Dogoniłam Ally i obie wolnym krokiem ruszyłyśmy do domu. Panowała między nami niezręczna cisza.- Ally, wszystko gra?
-Nie mów mamie o tym, bo…
-Ey, ja jestem po twojej stronie- uniosłam dłonie w geście obronnym. Przekroczyłyśmy próg domu, gdzie było słychać płacz. Pobiegłam do salonu, gdzie siedziała pani Sam i szlochała. Przytuliłam kobietę, chcąc dodać jej trochę otuchy. – wszystko porządku? – pokiwała przecząco głową. – gdzie Loui?
-Wyszedł – powiedziała przez płacz.
-Jest tutaj jakiś tor?- mama Tomlinsona była zdziwiona moim pytaniem, ale podała mi adres do tego miejsca. Szybko tam pobiegłam, a kiedy dotarłam na miejsce, zobaczyłam jak mój chłopak w zawrotnym tempie wykonuje okrążenia. Podeszłam bliżej, a on zatrzymał się, po czym wysiadł. Mocno się do mnie przytulił . – misiu co się stało?- gładziłam jego plecy.
-Nie zaprzątaj sobie tym swojej ślicznej główki- powiedział w moje ramię.
-Loui- odsunęłam go od siebie, a potem przysiedliśmy na glebie.- powiedz, chcę pomóc.
-Katie wiem, że masz dobre serduszko i zawsze chcesz pomóc, ale tym razem nic nie możesz zrobić, ja zresztą też.- rzucał kamyczkami w dal, całkowicie olewając otaczającą go rzeczywistość. Odciął się.
-Czemu twoja mama płakała?
-Bo… się wkurzyłem i zacząłem krzyczeć.
-Czym cie zdenerwowała?
-Kat, ona umiera- z jego oczu zaczęły spływać łzy. – powiedziała, że mnie przeprasza, a to ja powinienem to zrobić! Ja powinienem prosić ją o wybaczenie, bo to ja zachowałem się jak tchórz!- jeszcze nigdy go tak wściekłego nie widziałam.
-Loui może jest szansa? Na pewno coś da się zrobić.
-Nie rozumiesz!? – wrzasnął, a mnie przeszedł nieprzyjemny dreszcz.- moja matka umiera! Ty tego nigdy nie zrozumiesz, bo masz oboje rodziców! Mnie ojciec zostawił jak byłem mały, mam tylko ją! Wiesz co? Daj mi spokój, bo mam dość, serio jestem na skraju wytrzymałości.- wsiadł do samochodu i odjechał.
-Tylko, że ja byłam w domu dziecka- mruknęłam pod nosem, a potem wróciłam do jego domu rodzinnego. Ally razem z mamą siedziały i płakały.
-Znalazłaś go?- jego mama wstała i podeszła do mnie.
-Potrzebuje trochę czasu. Powiedział co się stało- przytuliłam kobietę. – może jest jeszcze sposób?
-Nie ma, ale naprawdę dziękuję, że nakłoniłaś go do przyjazdu- uśmiechnęłam się lekko. – cieszę się, że cię poznałam Katie, bo masz na niego dobry wpływ, a on cie bardzo mocno kocha.
-Wiem, bo też go kocham całym sercem. Przepraszam, że pytam, bo to w sumie nie moja sprawa, ale na co pani choruje? – to było trochę żenujące, nie jestem ich żadną rodziną, dlatego byłam skrępowana i głupio było o to pytać.
-Mów mi Sam- uśmiechnęła się. – rak- dodała, a jej oczy zeszkliły się jeszcze bardziej. Przytuliłam ją, a ona płakała w moje ramię. Starałam się ją jakoś pocieszyć, ale marnie mi to wychodziło. – pójdę się położyć.- stwierdziła, ocierając oczy,  a następnie poszła.
-Katie, ja nie chcę, żeby moja mama umierała- powiedziała przez płacz.
-Nie umrze, zadzwonimy do mojego lekarza, przecież to da się leczyć, wiele osób z tego wyszło. Zaczekaj chwilkę – wyjęłam komórkę i wykręciłam numer. Doktor odebrał po drugim sygnale.
(rozmowa, K- Katie, L- Lekarz)
L- Katie coś się stało?
K- właściwie to tak, zna pan jakiś dobry szpital, gdzie można leczyć raka?
L- Hmm naprawdę dobry jest w Nowym Yorku. Katie wszystko z tobą w porządku?
K- tak, a mógłby pan zadzwonić i załatwić jedno miejsce?
L- tak, oczywiście, zaraz zadzwonię.
K- dziękuję, dowiedzenia.
L- cześć Katie – rozłączyłam się, a potem razem z Ally poszłyśmy do pani Sam, żeby powiedzieć jej o naszym pomyśle. Kobieta była trochę zdziwiona, ale zgodziła się. Loui jeszcze nie przychodził mimo, że było już późno i dzwoniłam, a nie odbierał. Siedziałam w salonie i czekałam. 
 

wtorek, 6 maja 2014

35.




***
„Teraz posłuchaj mnie kochanie
Jesteś wszystkim czego potrzebuje
Kiedy jesteś przy mnie
Muszę byś pod wpływem zaklęcia
I dziewczyno jeżeli nie możesz powiedzieć
Ty rozświetlasz moje życie”

Katie całkowicie mnie ignorowała. Nie odpuszczę jej tak łatwo, za bardzo ją kocham. Nie wiem co wczoraj zrobiłem, albo powiedziałem, ale żałuję. Robiłem nam obiad, a Katie zupę dla Malika. Kurwa ten też by się mógł ogarnąć i powiedzieć, a nie siedzi i nic nie gada. Niby przyjaciel, jakby nim był, to by powiedział, a nie… Między mną, a Vexy panowała niezręczna cisza, którą za wszelką cenę próbowałem przerwać.
-Katie podaj mi łyżkę- zagadałem.
-Sam sobie weź – warknęła. Jej ton był lodowaty. Dziwne nie? Jak to możliwe, żeby taka urocza istotka mogła się tak zmienić przez noc. Co się stało z moim aniołkiem?
-Powiesz w końcu?
-Domyśl się. Chociaż wątpię, bo byłeś schlany- spojrzała na mnie, a w jej oczach były wszystkie emocje: ból, cierpienie, wściekłość, zranienie, nienawiść, miłość oraz zawód. – tylko, że wiesz ponoć po pijaku ludzie mówią prawdę.- z miską oraz łyżką wyszła z kuchni. Powoli zacząłem tracić cierpliwość, a ona mnie coraz bardziej irytowała. Dokończyłem obiad, a następnie poszedłem do pokoju Zayna. Na całe szczęście Katie tam nie było, a mój przyjaciel leżał skulony w kłębek i zwijał się z bólu. Był blady i co chwila robił policzki jak chomik.
-Zayn- mulat uniósł powieki i się skrzywił. Wstał i pędem ruszył do łazienki. Poszedłem za nim. Malik pochylał się nad kiblem i rzygał. Odepchnął się rękoma i głęboko westchnął.
-Mam dość tego- jęknął, na co poklepałem go po plecach chcąc dodać mu otuchy. Widzisz Boże, co ta dziewczyna ze mną zrobiła!? Ja Louis Tomlinson współczuję komuś! – zarzygam się na śmierć.
-Nie przeginaj, to tylko zatrucie. – Malik popatrzył na mnie zimnym wzrokiem. – dobra, dobra – uniosłem dłonie w geście obronnym.- cierpisz i umierasz, a ja powinienem ci cholernie współczuć.
-Wiesz co – znowu. Zaśmiałem się pod nosem, na widok chomika. – pierdol się.- znowu zaczął rzygać.
-Czemu ona mnie od siebie odpycha?
-Daj mi wody- głęboko westchnąłem i wstałem. Obok jego łóżka stała butelka, którą mu przyniosłem i usiadłem na kafelkach. – dzięki.
-Zayn gadaj, bo mnie to wkurwia. Dobrze wiesz, że ją kocham.
-Ona też cie kocha, ale wątpię, że od razu ci wybaczy.
-Co zrobiłem? – chwilę się jakby zastanawiał, a potem zrezygnowany westchnął.
-Powiedziałeś jej, że się puściła z jakimś makaroniarzem i że jest suką- zakryłem oczy dłonią, a potem przeczesałem nią włosy, ciągnąc za ich końcówki.
-Ale czemu? Ona musiała mnie jakoś sprowokować, powiedzieć coś, na co tak zareagowałem…- wiem jak jest ze mną po pijaku, bo dużo razy miałem takie akcje.
-Ona…
-Zayn, mam tabletki- do łazienki weszła Katie, która w rękach trzymała jakieś leki i szklankę z wodą.
-Kat przepraszam- poderwałem się na równe nogi i podszedłem do niej, zamykając w szczelnym uściski. Stała jak wryta i wcale się nie odzywała.- dobrze wiesz, że tak nie myślę, szanuję cie i kocham.
-Powiedziałeś mu?- zapytała drżącym głosem. Puściłem ją i spojrzałem na Zayna, pochylającego się nad kiblem i przecierającym usta. – wszystko?
-O tym powiedz mu sama- o tym? O czym kurwa?! Spojrzałem na nią spod zmarszczonych brwi. Brunetka podała mu proszki, a potem przeczesała włosy do tyłu i wyszła. Ruszyłem za nią, a potem szarpnąłem za ramię, zmuszając żeby na mnie spojrzała i wyjaśniła całą tą szopkę.
-O czym?- warknąłem. Nie lubię tajemnic. Nie lubię być okłamywany i zwodzony. W oczach Katie zaczęły gromadzić się łzy, które chwilę potem znalazły ujście po jej policzkach. – mała nie płacz, bo to nie pomoże- pokiwałem przecząco głową, chcąc ją przekonać do mojej racji. – mów- namawiałem dalej.
-Ja nie…- mruknęła cicho, a potem rozpłakała się na dobre. Przytuliłem ją do swojej klaty, a ona moczyła mi koszulkę. – przepraszam- powiedziała przez płacz.
-Zdradziłaś mnie?- odsunąłem ją od siebie i spojrzałem w te szaro- niebieskie tęczówki pełne łez. Pokiwała przecząco głową.- to co się stało? Czemu płaczesz?
-Wczoraj…- starała się zatamować łzy, ale marnie jej to wychodziło.- obiecaj, że mnie nie zostawisz- jęknęła.
-Niby czemu miałbym to zrobić? Przecież wiesz, że cie kocham.
-Obiecaj- zagryzła dolną wargę. To irytujące, dobrze wie że tego nienawidzę, ale dalej uparcie to robi.
-Obiecuję, ale powiedz.
-Pamiętasz jak mówiłeś, że mam brać tabletki?- przytaknąłem. Kazałem jej to zrobić, bo wiem jak jest, jeśli mielibyśmy teraz dziecko, to ono nie miałoby życia. Przecież, teraz każdy chce nam rozpierdolić łby. Braga gadał, że się zemści, cały świat gangsterski chce nas zabić, za głupią małą kartę, w której są plany broni nuklearnej. Żyjemy w ciągłym stresie, że ktoś może nas na każdym kroku zabić. Właściwie to ja żyję, bo boję się o Kat. Jakbyśmy mieli takiego małego dzieciaka, to by on na tym ucierpiał najbardziej. – bo… - jeszcze większy płacz. Była teraz cała czerwona i nie potrafiła złapać oddechu, dławiła się własnymi łzami.
-Misiu- wziąłem ją na ręce i szedłem do ogrodu, gdzie posadziłem na huśtawce. Lekko odepchnąłem nas, a Kat głęboko wdychała powietrze z zamkniętymi oczami, próbując się uspokoić.- Katie proszę, powiedz. – otworzyła oczy i popatrzyła na mnie, nic nie mówiąc.- obiecuję, że cie nie zostawię. Kocham cie i będę kochał mimo wszystko. – zwilżyła wargi językiem.
-J- a … te tabletki się skończyły miesiąc temu – bredziła pod nosem.- i powiedziałam o tym dwa dni temu Cami, bo spóźniał mi się okres, a ona miała wizytę u ginekologa i powiedziała, że mam iść, a ona umówi się na później. Powiedziałam, że nie chcę, ale gadała, że mam iść, to poszłyśmy i kazał się położyć i podwinąć koszulkę…- gadała jak katarynka, ledwo łapiąc oddech.
-Zrobił ci krzywdę?!- warknąłem, a moje wszystkie mięśnie się napięły.
-Nie Loui- swoją drobną dłonią złapała za moją lewą rękę.- powiedział… że jestem w ciąży- dodała cicho, a potem podwinęła kolana pod brodę i owinęła je ramionami. Brodę oparła o kolana i cicho pochlipywała. Dziwne, ale nie wiem czy mam się cieszyć, czy nie. Zszokowała mnie tą wiadomością, a teraz siedzi i czeka na jakąkolwiek reakcję z mojej strony, tylko że ja nie wiem, jak mam się zachować i co jej powiedzieć.- wczoraj- znowu zaczęła drżącym głosem. – powiedziałeś, że się puściłam i chcę cie wrobić w dzieciaka jakiegoś makaroniarza, a potem, że jestem suką. – łzy spływały po jej policzkach.
-Dobrze wiesz, że to kłamstwa. Jakbym był trzeźwy i powiedziała mi to na przykład dzisiaj, to bym tak nie zareagował.
-Nie chcesz tego dziecka, prawda?
-Nie Kat- westchnąłem.- tu nie chodzi o to, bo w normalnych okolicznościach to bym się cieszył, ale sama wiesz jak jest. Dopóki mamy tą kartę, to chcą nas usunąć z gry- przygarnąłem ją do swojej klatki piersiowej. 
-Wracam do L.A.
-Co?- zdziwiłem się. – Katie dobrze wiesz, że ucieczką niczego nie załatwisz. Pogorszysz tylko sprawę, bo oboje będziemy za sobą tęsknić, a ja cie samej nie puszczę.
-Nie chcę uciekać, chcę wszystko na spokojnie przemyśleć. Zresztą Harreh wraca, będzie mnie pilnował.
-O’Conner!!- wydarłem się, a chwilę później dołączył do nas Harry. Ze zmarszczonymi brwiami przyglądał się Katie, która próbowała ogarnąć się i wyglądać normalnie. Na jej nieszczęście, miała całe napuchnięte oczy i była czerwona jak burak.
-Co jej się stało?
-Kiedy jedziesz do domu?
-Dzisiaj, o 23 mam samolot, a stało się coś?
-Masz jej pilnować, jak oka w głowie. Jeśli chociażby włos spadnie jej z głowy to ci rozkurwię łeb!
***
-A ten co, okres dostał, czy mu w nocy nie stanął?- wywróciłam oczami na słowa Hazza. Czasami te jago teksty sprawiają, że jest mi niedobrze. Curly przysiadł obok mnie.- co się stało?- wzruszyłam ramionami, a potem tylko złapałam się za brzuch.- Liam wisi mi dwa patole. – dumny wypiął pierś, a następnie obiął mnie ramieniem.- wiedziałem, że to nie okres, tylko że będziecie mieć małe Tomlinsonki- pisnął. Dobra zaczynam się go bać, czasem to zachowuje się jak napalona nastolatka. Mimo, że jest w moim wieku to jest opóźniony w rozwoju. To prawda, że chłopcy dojrzewają później od dziewczynek. –czyli wracasz, ze mną?- przytaknęłam. – wiesz…- zakłopotany podrapał się w kark, na co zagryzłam dolną część ust. – Dom gadał, że ma wyniki tych badań i fajnie jakbyś w końcu przyjechała.- Harry powtarza mi to przynajmniej raz na miesiąc, od jakiś siedmiu lub ośmiu miesięcy. Nie chcę widzieć tego rozczarowania na twarzy Toretto, kiedy powie mi wprost, że się mylił.
-Najpierw pojadę do Bakersfield.
-Jak tam chcesz. Ide się spakować- potrząsnęłam pionowo głową, a po jakiś dwudziestu minutach poszłam w jego ślady. Do małej walizki spakowałam kilka ubrań, a później postawiłam ją na dole, przy wejściu, obok tej od Harrego.
-Ey ludzie chodźcie na obiad!- wydarł się Liam, który już siedział przy stole i rozkładał talerze. Ruszyłam w stronę kuchni i zajęłam swoje miejsce obok Tomlinsona i Harrego. Zaczęliśmy pałaszować.
-Payne wisisz mi dwa tysiaki. Będzie mały Tomlinson- Loui zakrztusił się jedzeniem, a ja wyszczerzyłam na niego oczy. Czy kiedyś zamknie tą jadaczkę?
-Serio?- zdziwiła się Nikol i popatrzyła na mnie jak na idiotkę. – zamiast się przyznać, że jesteś nerwowa, bo masz okres, to wymyślasz takie bzdury!?- nie ogarniam jej, ciągle jest zła za rano, że na nią tak naskoczyłam?
-Nikki ona gada serio- odpowiedział Malik, po chwili wydął policzki jak wiewiór, który ma w policzkach orzechy.
-A ty niby skąd wiesz?- Swan nie dawała za wygraną.
-Bo cały wczorajszy dzień rzygałem i byłem w domu, jak wróciła!- podniósł głos. – wkurwiasz mnie powoli Swan- zawsze mówi do niej po nazwisku, kiedy ona zaczyna działać mu na nerwy. To taki jego prowokacyjny tekścik, po którym ona wpada w szał. Tak też było tym razem, bo rzuciła w niego szklanką, ale na całe szczęście Zayn zdążył zrobić unik w lewo. Szklanka trafiła w lodówkę i rozwaliła się. – jeśli chodzi ci o TO, to powiedz mi to w twarz, a nie wyżywaj się na Katie.- wszyscy teraz mieliśmy pytające wyrazy twarzy i całą uwagę skupialiśmy na nich.
-O co chodzi?- zapytała Izzy. Malik uniósł brwi na Nikki,  która gapiła się za okno.
-O to, że twoja siostra ma mnie za idiotę! Cały czas ma sapy jak jestem z jakąś laską, a sama wyrywa gości. Mimo, że jest z Zackiem to jest zazdrosna! Sama mówiłaś, że nie chcesz ze mną być, to teraz się nie wpierdalaj to moich spraw z Lilo!- poderwał się z krzesła i pobiegł na stronę.
-Nikki to prawda?- znowu pytanie zadała Bella.
-Nie, on jest popierdolony i zmyśla. Myśli, że jak kilka razy się z nim przespałam, to coś do niego czuję. Kocham Zacka, a on tą swoją zdzirę może posuwać kiedy chce.- powiedziała bezuczuciowo i wyszła, trzaskając drzwiami. Zrobiło się dziwnie.
-To… - zaczął Liaś. – w którym ty miesiącu jesteś?
-Pierwszym- odpowiedział Lou zajadając się zapiekanką. – i założę się, że będę miał syna.
-Stoi- Payne wystawił dłoń w jego kierunku. Faceci. Nigdy nie zrozumiem tej ich frajdy, która tkwi w zakładach. To chore. – pięć tysięcy- Tommo wzruszył ramionami i włożył widelec z makaronem do ust. Przeżuwając dokładnie każdy kęs. Po obiedzie włożyliśmy naczynia do zmywarki i poszliśmy z Lou do naszego pokoju. Położyłam się na łóżku, a Loui głowę oparł o moje uda. Przeczesywałam dłonią jego włosy.
-Myślisz, że Nikol cierpi?
-Ona jest nieco szurnięta, ale kocha Zacka. Jak chcesz nazwać naszego syna?- boże co dzisiaj odpierdala z tym synem? Nie jestem wróżką, ani mikołajem, żeby spełnić jego zachciankę. Nie pstryknę raz palami, żeby on miał syna, zresztą ja chcę córkę.
-Co jeśli będziesz miał córkę?
-To będzie chłopak. Tomy i będzie seksowny jak tatuś- uśmiechnął się chytrze.
-A jak nazwałbyś dziewczynkę?
-Będę miał syna!- podniósł troche głos.
-To nie jest koncert życzeń Lou.
-Julie- skrzywiłam się na to imię, jest okropne. Pamiętam, że w domu dziecka, była Julie i cały czas się ze mnie śmiała i poniżała, to jej przywaliłam. Potem musiałam chodzić do psychologa dziecięcego, bo jak stwierdziła jedna z opiekunek: „Ta dziewczyna jest zbyt agresywna i może zrobić krzywdę któremuś z podopiecznych”. Przez tą zdzirę inne dziewczynki nie chciały się ze mną bawić, co w sumie było dobre, bo wolę kumplować się z chłopakami. Same plusy z tego są: facet zawsze cie obroni, możesz się do niego przytulić, no i mają zajebieste bluzy.     
-A Vanessa ci się podoba?
-Nieee – pokręcił głową na boki. – to głupie imię. Julie jest lepsze.
-Tak dziecka nie nazwiesz- warknęłam wściekła. – Vanessa.
-Julie, albo Evie, no w ostateczności mogę się zgodzić na Ellie.
-I jak będziesz do nich w skrócie mówił? Do Vanessy możesz mówić Nessie. Taka malutka Nessie, a do Julie jak powiesz? Do Evie i Ellie też chyba nie ma zdrobnień.
-Przesadzasz- machnął ręką.- będzie mały Tomy.- Przytulił się do mnie i pocałował w czoło. Leżeliśmy tak dość długo, a do pokoju wparował nam Harreh.
-Jedziemy mała- pocałowałam Lou w usta, apotem pojechaliśmy z lokatym na lotnisko. Nareszcie  do domu. Nie chodzi o to, że w Rio jest źle, ale to Los Angeles jest tym miejscem, które kocham. To tam się wszystko zaczęło. Poznałam Louisa i resztę, po prostu kocham to miasto.


***
„Kłamco, kłamco! Dlaczego nigdy nie mówisz prawdy?
Kłamca, kłamco! Czy nikt już nie może dojrzeć twoich kłamstw?”

Wylądowaliśmy w Los Angeles około 7 rano. Pierwsze co z zrobiliśmy, to poszliśmy coś zjeść. W jednej z knajpek. Zamówiłem dla siebie naleśniki, a Kat sobie tosty i sok. Lubię z nią rozmawiać, może dlatego, że jest w moim wieku i więcej rozumie.
-I co Tomlinson cieszy się z dziecka?- brunetka zagryzła dolną wargę, przez co wyglądała naprawdę seksownie i pociągająco. Nie czuję nic do niej, ale jest ładna. Zresztą całkiem prawdopodobne, że to moja kuzynka.
-Nie wiem, powiedział, że gdyby okoliczności były inne, to…- wzruszyła ramionami. –Pojedziesz ze mną najpierw do Bakersfield?
-Pewnie- zapłaciłem za nasze śniadanie, a potem pojechaliśmy. Droga zajęła nam jakieś półtora godziny. Katie kazała zatrzymać się przed białym domem, a potem wysiedliśmy. Zadzwoniła dzwonkiem, a drzwi otworzył nam… - Brad!? Co ty tu kurwa robisz?- zdziwiłem się. Nie mówiła, że to jest jej rodzina. Czemu nas okłamywała?!
-Upadasz coraz niżej Katie- stwierdził.- najpierw Tomlinson, a teraz O’Conner. – prychnął pod nosem.
-Ja upadam nisko?- uniosła brwi ze zdziwienia.- możliwe, ale ty już dawno sięgnąłeś dna z Emily.
-Już nie jestem z tą zdzirą. Znowu jestem na szczycie- uśmiechnął się chytrze. Vexy złapała za mój nadgarstek, a potem wciągnęła do środka domu. W obszernym i nowocześnie urządzonym salonie siedziało pełno typków, w tym Owen Shaw.
-Tato- Katie przyległa ciałem do Shaw’ a zwalając mnie tym samym z nóg. Czy ona nie wie ile złych rzeczy ten typ zrobił!?
-Cześć słoneczko- odwzajemnił gest, a potem popatrzył na mnie z obrzydzeniem. – Katie Brad mówił, że zadajesz się z Tomlinsonem, ale żeby Harry O’Conner? Całkiem zwariowałaś?
-To naprawdę miły chłopak i jest moim przyjacielem. Ale mam problem.- westchnęła, a potem wyjęła z torebki kartę.
-Louis wie, że ją zabrałaś?- brunetka spojrzała na mnie.
-Ten gość mi ją dał, nie jemu- warknęła, a potem podała kartę Owenowi. – wiesz odwiedziła mnie mama i Toretto.
-Toretto? Niby po co miałby ci zawracać głowę?- podał kartę Millerowi, który podłączył ją do laptopa. Otworzył szerzej oczy. – i co tam jest?
-Nic ciekawego. Sam chał, głównie zdjęcia- wzruszył ramionami. Czemu kłamie? Co oni knują?
-Katie musimy już jechać- wstałem i zabrałem od Millera kartę, którą schowałem do kieszeni. –Kat chodź- dziewczyna pożegnała się z przestępcą, a potem wyszliśmy. Wsiedliśmy do samochodu, a potem pojechaliśmy już do mnie do domu. Jechaliśmy dobrą godzinę, a po przekroczeniu progu przywitała nas moja mama. Później weszliśmy do centrum dyskusji o Katie.
-Moglibyśmy to w końcu otworzyć, nie wiadomo, kiedy Katie przyjedzie. O ile w ogóle ma taki zamiar.
-Brian obiecałem – warknął wujek, a potem ich wzrok padł na nas. –Katie- odetchnął z ulgą, a potem podszedł do niej i chciał uściskać, ale nie pozwoliła na to, ponieważ schowała się za mną. Dom podał jej kopertę.
***
Denerwuję się wynikami tych badań, mimo, że jestem w 99% przekonana, że nie jestem jego córką. Co z tym 1%? Hmm powiedzmy, że to troche dziwne, że Brad okłamał mojego tatę, z tym, co jest na tej karcie. Może miał jakiś motyw, żeby go tak okłamać?
-Kat otwórz to wreszcie- mruknął Harreh, na co zgromiłam go wzrokiem.
-Nie poganiaj mnie loczek- warknęłam, a potem przełknęłam ślinę. – kim jest Gisele? – mama zmarszczyła brwi, a potem się uśmiechnęła.
-To nasza przyjaciółka- stwierdził Dom, na co przytaknęłam. Odkleiłam kopertę, a potem zaczęłam czytać po cichu. Z zdania na zdanie coraz bardziej targała mną wściekłość i zawód. Dlaczego? Z oczu zaczęły spływać mi łzy.
-Katie- mruknął Harry, a potem mnie mocno do siebie przytulił. Prawda jest taka, że tego mi właśnie teraz potrzeba. –Kat nie płacz- chłopak gładził moje plecy, w celu dodania mi otuchy. Przekazałam mu kartki, a on zaczął je lustrować.- okłamywał cie- stwierdził.
-Dlaczego? Czemu takie rzeczy zawsze przydarzają się mnie?- rozryczałam się jak małe dziecko.
-Mała- teraz to ten cały Toretto mnie przytulił.- kto cie okłamywał? Louis cie skrzywdził, jeśli tak to tylko powiedz…- pokiwałam przecząco głową. – to kto?
-Owen Shaw- spojrzałam na loczka, który podał Brianowi kartę pamięci. Ojciec mojego przyjaciela, zaczął ją sprawdzać, ale nic nie potrafił odczytać.
-Mia zadzwoń po Tej’ a i Romana- kobieta według prośby wyjęła komórkę i wykręciła numer.
-Cześć Tej… tak, ja też się cieszę… mam do ciebie prośbę… mamy pewien problem i potrzebujemy pomocy… do zobaczenia- rozłączyła się, a potem posłała mi pocieszający uśmiech.- będą jutro- Dom przytaknął.
-Katie wszystko w porządku?- zapytała mama, a ja tylko pokiwałam przecząco głową i starłam łzy z policzków. Nagle mój telefon zaczął dzwonić jak oszalały.
***
Zayn dalej rzygał, a reszta gdzieś wybyła. Nudziło mi się, a Malika niańczyć nie będę. Postanowiłem zadzwonić do Katie. Dziewczyna odebrała po 3 sygnale.
-Halo?- miała zapłakany głos.
-Misiu stało się coś? Jak ten lokaty idiota coś ci zrobił to…
-Nie Loui, Harry pomaga.- dalej płakała.
-Gadałaś z Toretto?
-Tak- rozpłakała się jeszcze bardziej.- on mnie okłamał, rozumiesz? Wyniki wskazały na to, że Dom jest moim tatą. Przyjedź do mnie proszę.
-Kat, a Zayn?
-Racja. Opiekuj się nim, za kilka dni wrócimy. Kocham cie.
-Ja ciebie też.- rozłączyłem się i poszedłem do pokoju Malika. Mulat spał i kurczowo trzymał się za brzuch.
-Zayn!- nagle usłyszałem krzyk, a mój przyjaciel się przebudził i podniósł do siadu. Znowu go zemdliło i poleciał do kibla. Do jego pokoju weszła wkurwiona Lilo.
-Gdzie ten popapraniec?!
-Nie drzyj się- do łóżka wrócił Zayn, który przykrył się kołdrą po uszy i trząsł z zimna. Dopiero później ogarnął, że przyszła jego laska.
-Hej mała- mruknął i wydął policzki jak chomik.
-Ja ci zaraz dam kurwa mała! Ty pojebie! Jak mogłeś!?
-Mogłem co?- właśnie co?
-Pieprzyłeś się z Nikki!
-Od dobrego miesiąca nie.
-Nienawidzę cie! Z nami koniec! – wybiegła.
-Nie idziesz za nią?- zmarszczyłem brwi, a on tylko pokiwał przecząco głową. Teraz uniosłem brwi ze zdziwienia.
-Sama zerżnęła barmana- wzruszył ramionami.- przyniesiesz mi koc?- przytaknąłem i poszedłem do szafy, z której wyjąłem wspomniany koc i mu podałem. – jak tam sprawy z Katie?- westchnąłem głęboko.
-Toretto to jej stary.
-Chodziło mi o to dziecko- skrzywił się, a potem napił wody. – cieszysz się, czy nie?
-Nie wiem- powiedziałem szczerze.- w sumie fajnie, bo teraz z Katie jeszcze bardziej się do siebie zbliżymy, a ta nasza więź się wzmocni, ale w tym momencie… sam wiesz. – Zayn przytaknął, a potem przykrył się kołdrą.
-Twoja matka dzwoniła?- przytaknąłem. Moja mama dzwoni przynajmniej raz w miesiącu, ale zawsze rozłączam lub odrzucam połączenia. Nie mam zamiaru z nią gadać, ani dziś, ani jutro, nigdy. Chciała mnie wysłać do szkoły o zaostrzonym rygorze, bo tak kazał jej ten skurwysyn, a teraz co chce odstawiać idealną mamusię!? Nie jej doczekanie kurwa! Czułem się wtedy jak wyrzutek, dlatego uciekłem. – Tommo wiem, że chciała…- skrzywiłem się. Nie chcę żeby wypowiedział to na głos, bo mnie kurwica trafi.- no wiesz… ale powinieneś z nią pogadać. Schowaj tą pieprzoną dumę to kieszeni i jedź do Santa Barbara, pogadaj z nią, przedstaw Katie.
-Nie!- wrzasnąłem. – nie będę z nią gadał i nie przedstawię jej Katie! Miała mnie w dupie, nie chcę, żeby wtykała nos w nieswoje sprawy.
-Ey wyluzuj, bo się spocisz.
***
Siedziałam na łóżku i obejmowałam swój brzuch, kiedy do pokoju wszedł Dominic. Przysiadł obok mnie i głęboko westchnął. Niepewnie popatrzyłam na niego kątem oka, w tym samym czasie, kiedy zrobił to on.
-Katie, ja naprawdę…
-Przepraszam za moje zachowanie. Zachowywałam się jak napuszona księżniczka, która widzi tylko czubek swojego nosa. – mężczyzna mnie do siebie przytulił, a ja oddałam gest. – mogę do ciebie mówić tato?- wiem, że to głupie, ale przez 16lat żyłam w cholernym kłamstwie i chciałabym, żeby on teraz mnie nie zostawił i troczył się o mnie, tak jak Louis.
-Jasne mała- zaśmiał się pod nosem.- ale nadal nie lubię Tomlinsona- mruknął.
-Niestety będziesz musiał go zaakceptować, tak jak mama- zaczęłam bawić się nerwowo palcami. Czy mogę mu o tym powiedzieć, czy może lepiej poczekać?- on nie jest taki zły, jak się go pozna.
-Pożyjemy zobaczymy- uśmiechnął się.
-Dom! Tej przyjechał!- oboje zeszliśmy na dół,  gdzie stali moi przyjaciele, których od razu przytuliłam.
-Mała co tu robisz?- zdziwił się Parker.
-Odwiedzam mamę i… tatę- uśmiechnęłam się lekko.
-To twoja córka?!- wrzasnął Roman, na co Toretto przytaknął. – mniejsza o to. Co za karta?- Brian podał mu kartę, którą Parker podłączył do swojego laptopa i zaczął coś sprawdzać.
-Nie wiem co to za kody- Tej był zawiedziony, że nie potrafił odczytać tego szyfru, ale też wściekły, co dziwne nawet jak na niego. Znam go dość długo i nigdy nie wiedziałam go złego, a teraz tylko moment i może wybuchnąć.
-Liam gadał, że tam są plany broni nuklearnej – wtrącił Harry, a ja starałam się go zamrozić wzrokiem. Po co ich martwi?
-Kto?- warknął tata. Jezu jak to dziwnie brzmi, całe życie mówiłam „tato” do obcego człowieka, który tylko mnie wykorzystywał, kiedy czegoś potrzebował.  
-Przyjaciel Lou- sprostowałam zgarniając włosy do tyłu. – ten ciemny blondyn. Harry kiedy wracamy do domu?
-Jutro, muszę iść- wyszedł z domu, jak gdyby nigdy nic. Nie miałam pojęcia, kiedy wróci i co najważniejsze, gdzie poszedł. Tata, mama, Brian, Roman i Tej poszli do garażu, a ja zostałam sama z Mia w salonie. Piłyśmy herbatę i rozmawiałyśmy. Jest naprawdę miłą kobietą, która potrafi słuchać i doradzić. Nie powiedziałam jej oczywiście o ciąży, bo sądzę, że powinnam to zrobić razem z Tomlinsonem.
-Mia, jak to było kiedy urodził się Harry?- zapytałam przystawiając kubek do ust i upijając łyka naparu.- czy Brian się cieszył, że zostanie ojcem?
-Tego dnia przyszedł Hobbs i powiedział, że musimy pomóc mu złapać Bragę. Stawką były uniewinnienia. Zgodziliśmy się, bo chcieliśmy mieć normalne życie. Brian dowiedział się jeszcze przed akcją. Wszystko się udało, a my przenieśliśmy się na Wyspy Kanaryjskie, później urodził się Harry. Był taki malutki. Dom cały czas chodził spięty, bo Letty uciekła. Uwierzysz, że cały czas jej szukał? Był taki zdeterminowany… Siedzieliśmy na trawie z Brianem i Harrym, który w swoich rączkach trzymał samochodzik, kiedy przyszedł twój ojciec i powiedział, że znalazł jakiś ślad po Letty. Przyniósł też Harremu małego Dodge’ a Charger’ a byliśmy rodziną.
-Jak sobie z tym radziliście? No wiesz, chodzi mi o to, że mieliście dużo wrogów, a jednak udało wam się wychować Hazza na świetnego faceta, który traktuje kobiety z szacunkiem i zawsze jest gotowy pomóc.
-Sama nie wiem, to pewnie instynkt macierzyński. Katie dlaczego wypytujesz mnie o takie rzeczy?- zmarszczyła brwi i uniosła lewy kącik ust lekko ku górze.
-Bez powodu, chciałam tylko wiedzieć, w końcu kto pyta nie błądzi. No nie?- zaśmiałam się nerwowo.
-Tak- powiedziała z podejrzeniem. Coś czuję, że ona mi tak łatwo nie odpuści, ale ja nie zamierzam jej mówić o tym, że spodziewam się dziecka z Louisem. Nie wiem, jak na to zareaguje cała rodzina. Dom nie przepada za Louisem, a mama… nie wiem, jakie ona ma z nim relacje, ale mam nadzieję, że dobre. Oby… Mia nadal desperacko próbowała wyciągnąć ze mnie informacje, ale nie dałam się! O godzinie 23 poszłam spać.  
***
Katie już od rana biegała po całym domu jak nawiedzona. W moim pokoju pojawiła się trzydzieści razy, w ciągu minuty! Ta dziewczyna jest szalona, serio. Roztrzepana, skąd mam wiedzieć, gdzie jest jej komórka?! Przecież zawsze ma ją przy sobie, a ja jej w rzeczach nie grzebałem! Drzwi do mojego pokoju znowu się otworzyły, a ja już odruchowo zakryłem twarz poduszką i udawałem, że śpię.
-Harreh- jęknęła, a ja zacisnąłem mocno powieki. Co ja ci Boże zrobiłem, co? Dlaczego nie mogę się wyspać we własnym łóżku? Materac się ugiął, a dziewczyna zaczęła mną potrząsać.- Harreh, no proszę- o nie, ja się nie nabiorę na te twoje urocze „Harreh”, nie dziś Katie. –Hazzuś proszeee – Katieee proszeee daj mi się wyspać. – Haziątko- przytuliła mnie, a ja powoli traciłem stanowczość. Brunetka dalej tuliła moje plecy, a ja… po prostu wymiękłem. Odwróciłem się i uniosłem na nią brwi.
-Co?- mruknąłem. – co jeszcze zgubiłaś?
-O której wyjeżdżamy?- zapytała głosem małej dziewczynki. Nie wiem, jak ona to robi, ale przy niej każdy staje się łagodny jak baranek. No bo weźmy na przykład Louisa, tak? Jak nie ma z nim Katie to jest skończonym skurwielem, ale jak jego… -jak on to o niej mówi? Misiek? Ta, chyba tak. No więc jak jest z „miśkiem” to jest zupełnie innym człowiekiem.
-A co stęskniłaś się?- zmarszczyłem brwi.- serio!? Jesteś z największym seksiakiem na ziemi, a tęsknisz za jakimś Tomlinsonem? – zachichotała pod nosem, a potem przywaliła mi poduszką. – ey!- zmarszczyła nos, a ja jej oddałem. Tak zaczęła się nasza bitwa na poduszki.  
-Ey seksiaku! – pisnęła.
-Co mała?
-Mała to jest twoja pała- oburzyła się.- ja jestem niska.
-Moja pała jest duża, zapytaj kogo chcesz. Możesz nawet Emily.- skrzywiła się.
-Nie mów, że też się z nią zeszmaciłeś- na jej twarzy pojawiło się obrzydzenie, na co z chytrym uśmieszkiem spuściłem głowę.- fuu jesteście obrzydliwi!- ostatni raz uderzyła mnie poduchą, a potem wyszła. Czy ona powiedziała jesteście? Czyli, że… o ja cie! Hahaha Tomlinson też ją posuwał. Nie no, ta laska jest jak pszczółka –przeskakuje z kwiatka na kwiatek. Poderwałem się z łóżka i zabrałem ubrania, z którymi poszedłem do łazienki. Wziąłem prysznic i doprowadziłem się do stanu użytkowego. Zszedłem na dół, gdzie moja kuzynka siedziała razem z rodziną przy stole i jadła śniadanie. Usiadłem na moim stałym miejscu i też zacząłem pałaszować.
-Harry- uniosłem wzrok na Dom’ a, który teraz pił herbatę. – pilnuj Katie- wywróciłem oczami. Ludzie powariowaliście czy jak? Co ja jestem ochroniarz jej królewskiej mości? Ona sobie świetnie radzi beze mnie, a jest laską! 
-Jasne- uśmiechnąłem się, chcąc im w ten sposób pokazać, że spoko zrobię jak chcą. Oto ja dobry i miłosierny Harry obrońca i opiekun biednych foczek.
-Nie jestem dzieckiem- mruknęła niezadowolona. Ale będziesz miała dziecko. To urocze… Katie będzie miała dziecko z gościem, którego jej ojciec nie trawi.
-Jesteś- wtrąciła Letty. Uśmiechnąłem się szeroko.
-A ty z czego się cieszysz?- oburzyła się moja mama, na co zmarszczyłem brwi. O co tej kobiecie chodzi? Sama mówiła, że kocha mój uśmiech i że jestem najsłodszym facetem na świecie! –też jesteś jeszcze dzieckiem, Katie pilnuj go.- brunetka pokiwała pionowo głową z poważną miną. Serio? Ta nastoletnia mamuśka ma mnie pilnować? Jestem od niej starszy!
-Kiedy wracamy?- no i o tym mówię, jak dziecko, które jara się świętami bożego narodzenia i nie może się doczekać prezentów.
-Dzisiaj.
-O której?- westchnęła.
-Jak przyjdzie na to czas.
-Jesteś wrednym smrodem!- krzyknęła i skrzyżowała ręce na piersi.
-Licz się ze słowami, przed chwilą się kąpałem! Napuszona księżniczka- prychnąłem, na co wystawiła mi język.
-Lokaty oszołom.- skwintowała, a potem poszła do siebie. Nie wierze… jak on z nią wytrzymuje! Ta dziewczyna zaczyna doprowadzać mnie do szału! Dokończyłem śniadanie i poszedłem się spakować, co zajęło mi godzinę. Zapukałem do pokoju Kat i wszedłem. Siedziała na łóżku i o czymś zawzięcie myślała.
-Mała…
-Harreh, przepraszam za to, ale wiesz… ja- wzruszyła ramionami.
-Tęsknisz- dopowiedziałem, na co posłała mi lekki uśmiech.- to radzę ci się pośpieszyć, bo następny samolot mamy o 22.05. Jak poparzona zaczęła się pakować, co o dziwo zajęło jej jakieś 15 minut. Pożegnaliśmy się, a potem pojechaliśmy na lotnisko. Przeszliśmy odprawę, a potem już wygodnie siedzieliśmy w samolocie, który leciał do Rio.  
________________________________
Według obietnicy dodaję, jak wam sie podoba? Nie mam pomysłu na pytania, dlatego ich nie będzie... 
30 KOMENTARZY=NEXT 
Jeden zakład może zrujnować wszystko. Przez jeden zakład można stracić przyjaciela. Przez jeden zakład może rozpaść się Drużyna Marzeń. Ten jeden zakład może przekreślić ich wspólne marzenia. A co jeśli wynikną z niego niepożądane efekty? Miłość, pasja, radość z zwycięstwa i spełnienia swoich marzeń, a później nienawiść, ból, cierpienie, zawód, ucieczka, dziecko. Jakie będą relacje między nimi, gdy jeden z nich się zakocha? Czy drugi będzie wyrozumiały, na uczucia przyjaciela, czy dalej będzie chciał brnąć w zakład, który może ich wszystkich zniszczyć. Tajemnica, którą ukrywa zbrodniarz, też może zmienić wszystko. Czy odnajdą się w świecie pełnym pieniędzy, alkoholu, narkotyków i miłości? Rosie, Zayn, Louis, Harry, Amanda, Liam i Niall… Galactik Football!