„Zamknij na chwilę oczy
Nie myśl o tym, czy boisz się czy nie
Na chwilę zostawmy w tyle rozczarowań gniew
Dziś to, co mamy na pewno to siebie, nic więcej
Więc leć ze mną, niech chmury pędzą donikąd chociaż raz .”
Nie myśl o tym, czy boisz się czy nie
Na chwilę zostawmy w tyle rozczarowań gniew
Dziś to, co mamy na pewno to siebie, nic więcej
Więc leć ze mną, niech chmury pędzą donikąd chociaż raz .”
***
~dwa miesiące później~
-Katie chodź na chwilę!- usłyszałam krzyk Louisa. Serio!?
Wcześniej nie pozwalał mi nawet wstać z łóżka, a teraz mam iść, aż na pierwsze
piętro? Jejku czy on oszalał?! Łapiecie sarkazm? Leniwie wstałam i ruszyłam w
stronę schodów. Zaraz odpadną mi nogi, to już w tym miesiącu mam rodzić i
cholernie się boję. Kiedy weszłam na piętro zaczęłam się rozglądać, ale nigdzie
nie widziałam chłopców.
-Lou!- nikt mi nie odpowiedział.- Louis do cholery!- jak na
komendę pojawił się przy mnie szatyn. Objął mnie w pasie i pocałował za uchem.
–co chciałeś?
-Mam niespodziankę, ale muszę ci zawiązać oczy- przewiązał
czarny materiał wokół moich oczu i dalej obejmując prowadził w nieznanym mi
kierunku.- dla twojej informacji ta niespodzianka była przewidziana dwa
miesiące wcześniej, ale byłaś zła, więc nie chciałem cie bardziej drażnić-
wywróciłam oczami. Byłam zła, bo traktuje mnie jak dziecko! –gotowa?- pokiwałam
pionowo głową, a on odwiązał chustę.
Otworzyłam usta ze zdziwienia, a potem jak zahipnotyzowana chodziłam po
pomieszczeniu. Było naprawdę piękne. W oczach zaczęły zbierać się łzy, które
chwilę później spływały po moich policzkach. Odwróciłam się i podbiegłam do
chłopaka mocno się do niego wtulając.
-Sam to zrobiłeś?
-Chłopcy pomagali i twój ojciec też- uniosłam brwi. – ta też
byłem zdziwiony, ale składał tylko meble reszta to ja, Zayn, Liam, Harry i
dziewczyny, ale one tylko patrzyły- machnął ręką, na co się zaśmiałam pod nosem.
-A więc Tommy tak?- przytaknął. – jesteś kochany- musnęłam
jego usta, na co od razu zareagował. Uniósł mnie, a ja owinęłam nogami jego
biodra. Niósł mnie kawałek, a potem usiadł za mną na jasnym fotelu. Wtuliłam
się w jego klatkę i przyglądałam pokojowi. Naprawdę się postarał. Nasłuchiwałam
bicia jego serca. – Loui pojedziemy do rodziców?
-Ta, ale jak urodzisz, bo nie umiem przyjmować porodu –kolejny
raz zachichotałam.- najpierw polecimy do Nowego Yorku do mamy, a potem do Los
Angeles okay?- jako zgodę kolejny raz pocałowałam go.
-Tommo chodź na chwilę!- z dołu zaczął wołać Zayn. – stary
ważna sprawa!
-Nie wierzę- mruknął pod nosem mój chłopak.- nawet chwili
nie mogę sobie posiedzieć z moją dziewczyną- wstał i przykucnął przede mną.
–wskakuj kicia- według jego polecenia objęłam jego szyję, a on złapał za moje
uda wstając. Wyszedł z pokoju i zmierzał na parter domu. Zatrzymał się w
salonie i puścił mnie na ziemię. – czego on chce!?- warknął w kierunku Malika.
Z czystej ciekawości wyjrzałam zza Louisa, a potem szybko splotłam nasze dłonie
razem. –ey spokojnie mała- objął mnie ramieniem i przyciągnął bliżej siebie. -
jaki ty masz problem Hobbs!?
-Może grzeczniej?- wstał i zmierzał w naszym kierunku.
-A no tak przepraszam- spojrzałam na Tomlinsona ze
zmarszczonymi brwiami. –czego ty kurwa chcesz!?
-Pomożesz mi złapać Shawa, Millera i Westa- wzdrygnęłam się
na te nazwiska.
-Brad coś zrobił?- zapytałam, patrząc na niego niepewnie.
Przecież… Brad taki nie jest, on mi pomógł, a Louis się z nim pogodził. Znaczy
nie tyle pogodził, ale mają zawieszenie broni.
-Nieee- jęknął jakby znudzony. –Robert Miller –
przytaknęłam, aby dać mu do zrozumienia, że zajarzyłam.
-Louis ci nie pomoże- wtrąciłam, mocniej ściskając dłoń
mojego chłopaka.
-Serio?- uniósł na mnie brwi i popatrzył z kpiną. –jeśli
chcecie wrócić do Los Angeles z czystymi kontami, to mi pomożecie.
-Tutaj nam dobrze- mierzyłam się wzrokiem z policjantem,
który z sekundy na sekundę był coraz bardziej wściekły.
-Aby na pewno? Z dala od rodziny? Odpowiada ci to?-
przytaknęłam. –a ty?- zwrócił się do Louisa.
-Mamy własną rodzinę- szatyn objął mnie ramieniem i
przyciągnął bliżej siebie. Hobbs przytaknął i wyszedł bez słowa. – połóż się i
odpocznij- cmoknął mnie w policzek. –muszę coś załatwić na torze.
-Okay- westchnęłam.-ale wróć szybko- przytaknął, a potem
namiętnie mnie pocałował i wyszedł trzaskając drzwiami. Usłyszałam tylko warkot
silnika i pisk opon.
-Too co masz zamiar robić?- spojrzałam na Malika, który
popijał piwo i opierał się tyłkiem o oparcie sofy.
-Pomalujesz mi paznokcie u nóg?- chłopak zakrztusił się
alkoholem, a potem zaśmiał uznając to za żart. –Zayn no proszę, sama nie
dosięgnę- poruszałam palcami u nóg, a on pokręcił głową z niedowierzaniem.
-Gdzie masz lakiery?
-Jesteś kochany!- pisnęłam i pobiegłam do łazienki, gdzie
były moje lakiery. Przyniosłam wszystkie i usadowiłam się na sofie. Zayn usiadł
na szklanej ławie i złapał za moją stopę. Włączyłam telewizję, a chłopak zaczął
ozdabiać moje paznokcie.
-Na kiedy masz termin?
-Na ten tydzień- uśmiechnęłam się lekko. –dokładnie na dziś…
-Że co?! Katie jeśli zaczniesz rodzić, kiedy Louisa nie ma w
domu, to przysięgam, że…
-Oj zamknij się – pacnęłam go w kolano. –przecież to zależy
wszystko od Tommy’ ego – objęłam rękoma mój brzuch. Lubię czuć, gdy mnie kopie.
Po trzydziestu minutach bezsensownej rozmowy, która miała na celu wbicie
Zaynowi do głowy, jak i zapewnienie go, że nie zacznę rodzić; Malik skończył i
poszedł zrobić mi herbatę. Na moich paznokciach były słodkie małe pandy. Brunet
wrócił i podał mi jeden kubek. Nagle poczułam dość mocne kopnięcie, aż się
wygięłam.- Zayn ja cie nie chcę straszyć, ale…
-Nie mów tego- powiedział z przerażeniem w oczach.
-Ale ja…
-Nie mów…
-Ale ja naprawdę…
-Katie! Obiecałaś!
-To co mam według ciebie zrobić?! Jak on już chce wyjść!-
zaczęliśmy po sobie krzyczeć. Cholernie się bałam, zupełnie tak jak mój
przyjaciel.
-Ściśnij nogi i siedź na dupie, ja dzwonie do Louisa- wyjął
komórkę i pobiegł na górę. Co za dupek, dlaczego mnie zostawił samą?! Po chwili
wrócił i pociągnął za mój nadgarstek. Biegłam za nim, aż do garażu. Potem
wepchnął mnie do samochodu, zupełnie jak torbę, którą trzymał w ręku. Zajął
miejsce kierowcy i otworzył pilotem drzwi. Wyjechał i ruszył w stronę szpitala
z piskiem opon.
-Boję się- jęknęłam przerażona. Zayn mnie zignorował i łamał
wszystkie przepisy. –ała!- zaczęłam krzyczeć. Nie kontrolowałam już tego.
Bolało jak diabli. –gdzie Lou?
-Na torze, powiedział, że będzie za jakieś dwadzieścia
minut.
-Obiecał, że będzie- warknęłam. –rozpierdolę mu łeb jak się
spóźni!- wrzasnęłam. Nie pamiętam kiedy ostatnio byłam tak wściekła.
***
Wsiadłem do samochodu z Hobbsem. Wiem, że Katie bardzo chce
wrócić do Los Angeles. Pojechaliśmy na tor, żeby na spokojnie porozmawiać.
Gliniarz wyjaśnił mi na czym to wszystko ma polegać. Miller, West i Shaw są w
Sydney, a Brad ma mi pomóc ich złapać.
-Chcę też Liama i Harrego.
-A Malik?
-On pilnuje Katie, jemu ufam najbardziej- jak na zawołanie
zaczął dzwonić mój telefon. Wyjąłem komórkę z kieszeni i odebrałem. –co jest
stary?- zapytałem znów siadając na masce auta.
-Zapierdolę cię! Kurwa rozpierdolę ci łeb!
-Co ci znowu odpierdala?
-Ona rodzi! Twojemu synowi się śpieszy, a ja nie wiem co mam
robić! Weź przyjedź, bo…!- mulat zaczął panikować, a mi serce zaczęło szybciej
bić. Kurwa sam nie wiem co robić! Zacisnąłem rękę w pięść i próbowałem się
uspokoić.
-Weź… nie wiem kurwa… spakuj jej jakieś rzeczy i wieź do
szpitala, będę za jakieś dwadzieścia minut.
-Trzymam cie za słowo- rozłączyłem się i przeczesałem dłonią
włosy.
-Kurwa-mruknąłem. –muszę jechać Katie rodzi, daj telefon.
-Po co?
-Żebyśmy byli w kontakcie kurwa!- policjant podał mi swojego
Iphone’ a, a ja wpisałem mu swój numer. Oddałem mu komórkę i wsiadłem do samochodu. W
błyskawicznym tempie zmieniałem biegi i łamałem wszystkie przepisy, co w sumie
nikogo nie powinno dziwić. W szpitalu byłem po trzydziestu minutach. –gdzie
leży Katie James?- zapytałem opierając się dłońmi o ladę, za którą stały dwie
kobiety.
-Jest na porodówce, piętro trzecie- skinąłem tylko głową i
pobiegłem w kierunku windy. Wcisnąłem guzik, ale to cholerstwo nie
przyjeżdżało.
-Kurwa mać!- wrzasnąłem i wbiegłem na schody. Przeskakiwałem
co drugi stopień, aż w końcu wbiegłem na korytarz. Biegłem cały czas. Wreszcie
zauważyłem Malika, który zdenerwowany chodził w te i z powrotem. –Zayn!- mulat
odwrócił się i złapał mnie za koszulkę.
-Czy ty wiesz co ja tu przeżywałem!? Ona całą drogę
wrzeszczała!- zaczął mną potrząsać.- powiedziała, że ci rozpierdoli łeb! A mnie
chciała wykastrować! Jezu co za wariatka!
-Ey, ey, ey- zdjąłem jego łapy z mojej koszulki. –spokojnie
stary, to Katie, ona by nigdy nie zrobiłaby nikomu krzywdy.
-Lepiej nie wchodź tam- wskazał na drzwi, do których od razu
ruszyłem.
-Zabiję tego gnoja, zabiję!- wrzeszczała moja dziewczyna,
zaciskając dłonie w pięści.
-Kicia?- niepewnie postawiłem pierwszy krok w kierunku łóżka
szpitalnego. –wszystko dobrze?
-Dobrze!? Ja tu umieram, a ty się pytasz czy jest dobrze!?-
krzyczała, a w jej oczach zbierały się łezki. Była cała czerwona, a na czole
miała kropelki potu.
-Przyj- rozkazał lekarz, a ona zaczęła zgrzytać zębami, co
wywołało u mnie śmiech.
-Loui nie prowokuj mnie- wysyczała, a ja złapałem ją za
dłoń. –nie dam rady, nie potrafię- mamrotała pod nosem.
-Heej, będzie dobrze. Jestem tu z tobą- pocałowałem ją w
czubek głowy.
Tommy |
-Katie przyj- brunetka mocniej ścisnęła moją rękę i zaczęła
przeć. Chwilę później słychać było płacz. Facet w kitlu podał brunetce
niemowlę, które ona przytuliła ze łzami w oczach. Z uśmiechem popatrzyła na
mnie. Byłem z niej dumny, że urodziła mi takiego syna. Młody miał niebieskie
oczy i włosy podobne do moich. Po trzydziestu minutach zamieszania przewieźli
Katie do innej sali, gdzie stało również łóżeczko dla Tommy’ ego. Weszliśmy z
Malikiem do pokoju numer 223, a Vexy karmiła małego.
-Kicia, podobno chciałaś wykastrować Zayna- zacząłem i
usiadłem na jednym z krzeseł.
-Bo cały czas panikował. Gdybyś nas w tym aucie widział, to
pomyślałbyś, że jesteśmy jacyś psychiczni. Oboje krzyczeliśmy, a on darł się
głośniej ode mnie- spojrzałem na przyjaciela, który siedział obok. Brunet
wywrócił tylko oczami. – chcesz?- przytaknąłem, a ona podała mi syna. Był taki
malutki, a ja bałem się, że zrobię mu krzywdę. Chłopczyk złapał za mój palec,
co wywołało u mnie uśmiech.
***
Około godziny 20 wróciliśmy do domu. Katie była zmęczona, a
Tommy zjadł i poszedł spać. W salonie siedzieli wszyscy łącznie z Zackiem.
Nawet go lubię, jest spoko. Louis przyszedł z butkami i kieliszkami.
-Jakieś święto?- zagadnęła Nikki.
-Syna mam- powiedział rozlewając bezbarwną ciecz.
-Czemu nie zadzwoniłeś wcześniej?- spojrzałem na Harrego.
-Jakbyś się kurwa nie włóczył…- zacząłem, ale przerwał mi
Tomlinson.
-Nie poruszaj tego tematu, bo Zayn miał dziś dość wrażeń-
wszyscy zgromadzeni zaczęli się śmiać jak psychiczni. Złapaliśmy za kieliszki i
łyknęliśmy za zdrowie Katie i Tommy’ ego. Potem było jeszcze kilkanaście
kolejek, a my byliśmy już lekko wystawieni.
-… widzisz Liaś tak to już jest, malujesz lasce paznokcie, a
ona ci gada, że zaczyna rodzić. Panika i zamieszanie- westchnąłem i wypiłem
kolejny kieliszek wódki. Byłem już zmęczony, dlatego chwiejnym krokiem ruszyłem
do swojej sypialni. Z lekkimi trudnościami otworzyłem drzwi i wszedłem do
pokoju. Trzasnąłem i usiadłem na łóżku. Wyjąłem komórkę i sprawdziłem godzinę.
Na ekranie widniały cyfry informujące, że jest wpół do piątej rano. Westchnąłem
głęboko i kliknąłem w profil Cami. Wystukałem kilka słów, po czym wysłałem
wiadomość informującą, że przyjaciółka urodziła zdrowego synka. Nagle do mojego
pokoju ktoś wszedł. Nie byłem w stanie określić kim jest intruz, co było
przyczyną panującego w pomieszczeniu półmroku i zaciągniętych rolet. Postać
pewnie podeszła i usadowiła się na moich kolanach. Jej dłoń spoczęła na moim
policzku, który zaczęła gładzić. W pewnym momencie ścisnęła moją szczękę.
–przestań- mruknąłem. Mimo procentów w mojej krwi panowałem nad sobą. Nie
chciałem zdradzać mojej dziewczyny.
-Zamknij się Malik- westchnęła, a ja już wiedziałem z kim
mam do czynienia. Zepchnąłem przyjaciółkę z kolan, przez co wylądowała na
ciemnych panelach.- kurwa Zayn- jęknęła wstając. Blondynka zaczęła masować
obolały pośladek.
-Nikki, nie chcę- opadłem na materac plecami.
-Dlaczego? Zawsze chciałeś. Byliśmy… szczęśliwi, dopóki nie
zacząłeś latać za Torres jak pies- niebieskooka stała nade mną ze skrzyżowanymi
ramionami na piersi oraz wściekle mnie lustrowała. Od czasu do czasu tupała
nerwowo nogą, co doprowadzało mnie do szału.- ta zdzira wszystko zniszczyła-
złapała się za włosy i ciągnęła za końcówki.- nienawidzę tej dziwki!- pisnęła.
-Nie nazywaj jej tak- wycedziłem przez zaciśnięte zęby.- nie
masz prawa tak o niej mówić Nikki. Zresztą mówiłem, że nic do ciebie nie czuję.
Wbij sobie do głowy, że kocham Cami, a ty lepiej zajmij się Zackiem, bo to
spoko gość- podsumowałem łagodniejszym tonem.
-Nie chcę jego, chcę ciebie- fuknęła obrażając się jak mała
dziewczynka, która nie dostała wymarzonej lalki. Chociaż… nie, Nikki nie lubiła
lalek, a gdy już takową dostała to obcinała jej włosy.
-To nie koncert życzeń. Dorośnij i pogódź się z tym- blondynka
prychnęła pod nosem i dalej mordowała mnie wzrokiem. –nie chcę być niemiły, ale
spadaj, bo idę spać- Nikol fuknęła i wyszła trzaskając drzwiami. Kiedyś chętnie
bym się z nią przespał, ale teraz… Powiedzmy, że dorosłem i postanowiłem się
ustatkować, co –sam się sobie dziwię- szczerze mi się podoba. Przekręciłem się
na brzuch i przytuliłem poduszkę do lewego policzka.
***
Około godziny dwunastej przyjechał Louis i przywiózł mi
normalne ubrania. Oczywiście nie twierdzę, że ta koszula nocna jest zła, ale o
wiele bardziej wolę spać w majtkach i jego koszulce. Chłopak leżał na łóżku
szpitalnym, a na jego brzuchu Tommy. Zabrałam ciuchy i poszłam do łazienki,
gdzie wzięłam prysznic, a następnie włożyłam bieliznę, a na górę szorty z
wysokim stanem w motywy geometryczne, szary i dopasowany t-shirt z liczbą 23 oraz czarne vansy. Rozczesałam włosy,
które później spięłam w luźnego koka. Wróciłam do moich dwóch chłopaków. Nie
mogę uwierzyć, że urodziłam dziecko, to takie… nierealne. Nigdy nie myślałam,
że w wieku dziewiętnastu lat zostanę matką… Ja nigdy nie zastanawiałam się, jak
będzie wyglądać moja przyszłość. Wiele osób pewnie sądziło, że trawię do
jakiegoś zakładu poprawczego, a tu proszę jestem mamę i mam najukochańszego
chłopaka pod słońcem, mimo, że czasem mnie strasznie wkurza, bo jest
nadopiekuńczy.
Położyłam się obok Louisa i oparłam głowę o jego bark.
Szatyn jeździł palcem po policzku malucha, który słodko drzemał na jego klatce
piersiowej, która z kolei powoli unosiła się w górę i w dół.
-Jest taki mały- westchnął. –boję się, że zrobię mu krzywdę.
-Też się boję, to taka kruszynka- Tomlinson zaśmiał się pod
nosem. –chcę już wrócić do domu.
-To chodź- wstał i ostrożnie ułożył niemowlę w ramionach.
Tommy był już ubrany, co pewnie jest zasługą pielęgniarki. –pójdziesz po wypis,
a my do auta- przytaknęłam, na jego słowa.- nienawidzę szpitali- powiedział z
obrzydzeniem i wyszedł. Ruszyłam do gabinetu lekarza, który odbierał poród i…
czuwał nade mną? Kulturalnie zapukałam, a po usłyszeniu pozwolenia weszłam do
środka.
-Cześć Katie, ty pewnie po wypis- pokiwałam pionowo głową, a
mężczyzna w białym kitlu podał mi kartkę.
-Do widzenia- zamachałam na pożegnanie i wybiegłam ze
szpitala. Bez problemu odnalazłam samochód Tomlinsona i wsiadłam na swoje
miejsce. Z tyłu leżał Tommy w nosidełku, a Louis przyglądał się sobie w
lusterku. Na nosie miał okulary przeciwsłoneczne, na twarzy kilkudniowy zarost,
a jego włosy były zmierzwione. Wyglądał seksownie i bardzo mnie kręcił. –do
domciu- wydęłam dolną wargę i popatrzyłam na niego błagalnie. Szatyn potarł
moją brodę kciukiem i cmoknął w usta, co czym uruchomił silnik i odjechał z
piskiem opon.- ej, szpanerze jedziesz z dzieckiem.
-Niech się uczy jak wyrywać laski, też cie tak wyrwałem-
wzruszył ramionami, uważnie patrząc na drogę.
-Potrąciłeś mnie- sprostowałam.- i byłeś gnojem, którego
miałam ochotę wykastrować i pobić-wyjaśniłam, wracając myślami do pierwszych
dni naszej znajomości.
-Ale gdybym nie był takim gnojem, to kto wie, czy teraz
mielibyśmy syna.
-Kocham cie nawet wtedy, gdy jesteś gnojem- na ustach
Tomlinsona zagościł chytry uśmieszek.
-Kocham cie nawet wtedy, gdy jesteś wredną zołzą-
szturchnęłam go w ramię, a po kilkunastu minutach szatyn zaparkował na
podjeździe. Wyjął z bagażnika torbę, którą przewiesił sobie przez ramię, a
potem zabrał nosidełko i objął mnie drugą ręką. Otworzyłam drzwi i
przekroczyliśmy próg, gdzie na schodach siedzieli chłopcy, którzy w momencie,
gdy nas tylko zobaczyli wstali i zabrali Tommy’ ego. Liaś, Harreh i Zayn poszli
z moim synem do salonu, a ja spojrzałam zdezorientowana na Lou. –kurwa mogliby
sobie zrobić własne dzieci- zachichotałam i przyległam do niego ciałem i
pocałowałam w usta. Szatyn pchnął mnie lekko na ścianę i oparł czoło o moje.
–już się na mnie rzucasz- zaśmiał się pod nosem, na co wywróciłam oczami i
odepchnęłam go lekko. Już mnie zaczyna wkurzać. –no ej, kicia żartowałem-
powiedział przez śmiech i schował mnie w swoich ramionach. Po chwili poszliśmy
do salonu, gdzie siedziała Ally z Tommy’ m na kolanach, a Harrym po lewej.
Oboje o czymś gadali. Na fotelu siedział Zayn i…
-Cami!- wrzasnęłam i rzuciłam się na siedzącą na kolanach
mulata blondynkę. –tęskniłam za tobą- przytuliłam się do niej.
-Katie złaś ze mnie- mruknął Zayn, który z trudem wygramolił
się spod nas i podszedł do Louisa. Dalej tuliłam moją siostrę, która
odwzajemniała uścisk.
-Okay- mruknęła po chwili i podeszła do stolika, gdzie stało
nosidełko. –chodź maluszku- wyjęła Tommy’ ego
i wzięła na ręce. Usiadła na sofie i ułożyła niemowlaka na swoich kolanach.
–aww jakiś ty słodki- zachwycała się, na co zachichotałam pod nosem. Obok mnie
usiadł Louis i przytulił do swojej klatki piersiowej. –wcale nie przypominasz
tego dupka Tomlinsona- mięśnie mojego chłopaka delikatnie się napięły.
-Camila- warknął, a blondynka tylko wywróciła oczami.
-Myślałam, że już się przyzwyczaiłeś do tego dupka- bardziej
stwierdziła ze zmarszczonymi brwiami.
-Jesteś idiotką- wzruszył ramionami szatyn.
-A ty dupkiem- podsumowała.
-Muszę jechać na tor, Malik jedziesz ze mną?- Zayn
przytaknął, a Lou musnął moje wargi i lekko pogłębił buziaka. Wstał po chwili i
oboje wyszli z domu.
***
Wsiedliśmy do samochodu i jechaliśmy w kierunku toru. Louis
prowadził, a ja bawiłem się radiem w celu znalezienia jakiejś ciekawej stacji.
-Zayn mam do ciebie prośbę- zmarszczyłem brwi, a szatyn
zatrzymał auto i wysiadł. Poszedłem w jego ślady. Przyjaciel opierał się o
maskę Nissana, dlatego również stanąłem w taki sposób.
-Więc? Jaka prośba?- założyłem ręce na klatce piersiowej.
-Bo chodzi o to, że…- tuż przed nami pojawiła się opalona
sylwetka Hobbsa. Mój wzrok powędrował najpierw na gliniarza, a potem na Louisa.
-Więc jak będzie? Wchodzi czy nie?
-Wchodzisz w co!?- warknąłem. Jeśli on znowu pakuje się w
jakieś gówno i chce, żebym mu pomógł to może zapomnieć. Mieliśmy żyć bez
żadnych przekrętów.
-Chcę wrócić do L.A. Katie chce tam mieszkać, a ty dasz mi
tydzień i zaopiekujesz się Katie i Tommy’ m, okay?- dalej mordowałem go
wzrokiem. –Zayn- szturchnął mnie ramieniem, ale dalej nie zareagowałem.- Malik-
warknął.
-Co kurwa?! Jak ci rozpierdolą łeb to co zrobisz?! Kurwa
masz rodzinę i dalej chcesz…- pokręciłem tylko głową z niedowierzaniem. –
słuchaj masz małe dziecko i chcesz żeby zostało bez ojca?
-Zayn skończ pierdolić- westchnął i odepchnął się od maski
wozu. –Liam i Harry mi pomogą, ale tobie ufam najbardziej i proszę, żebyś
zaopiekował się Katie i moim synem. Zrobisz to?- chwilę się zastanawiałem. Mam
być w domu z tą napaloną wariatką Nikki, drugą wariatką, która zapisała się na
studia, moją byłą adoratorką Ally, oszustką Katie oraz noworodkiem. Czy aby na
pewno chcę być jedynym facetem zdominowanym w tym domu przez baby? –Zayn
obiecuję, że ci to wynagrodzę.
-Niech będzie- wywróciłem oczami.
-Nie mów o tym Katie- zagroził palcem, a ja przytaknąłem.
Boże jak James się o tym dowie, to będzie wściekła, ale i też zawiedziona, bo
jesteśmy przyjaciółmi.
_________________________________________
Przepraszam!! Wiem, że miałam dodać wczoraj, ale miałam małe problemy, bo sobie przecięłam palec i... mniejsza nie będę was teraz nudzić moim życiem. Wybaczcie mi i liczę, że rozdział wam sie spodobał, piszcie w komentarzach.
Zajebisty <33
OdpowiedzUsuńsupcio :)
OdpowiedzUsuńSuper rozdział ;)
OdpowiedzUsuńrozdział jest cudowny ,3 tyle się naczekałam ale było warto
OdpowiedzUsuńmam nadzieje że louisowi nic się nie stanie.
i z twoim palcem będzie w porzadku, mam nadzieje że to nic poważnego
chyba wszystko dobrze, całą poduszeczkę mam uciętą i boli jak cholera, ale chyba będzie ok ;]
UsuńBoski <3 kocham, kocham, kocham.<3 <3<3<3
OdpowiedzUsuńS..u...p...e...r... Nie mogę doczekać się następnego. PA ")
OdpowiedzUsuńCudowny!!!
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do LA! Więcej informacji mnie: http://od-przyjazni-domilosci.blogspot.com/2014/07/liebster-awards-7.html
Pozdrawiam i czekam na next! <3
Hej .Jak ci idzie pisanie rozdziału ?
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę się doczekać xd
rozdział powinien się pojawić za tydzień, ponieważ dopiero co wróciłam z wakacji oczywiście mam sklerozę i zapomniałam dodać o tym info -_- sorki ;p
Usuńnic nie szkodzi ;)
OdpowiedzUsuńmam nadzieję że wakacje się udały ;D