***
„Kochanie, nie wiem
Dlaczego tak Cię kocham
Może to jest ta droga
Którą Bóg stworzył dla mnie na ten dzień”
Dlaczego tak Cię kocham
Może to jest ta droga
Którą Bóg stworzył dla mnie na ten dzień”
W domu byliśmy o 23. Pierwsze co zrobiłam, gdy razem z moim
kuzynem przekroczyliśmy próg, to zdjęliśmy buty i kurtki. Było o dziwo cicho,
co może świadczyć o jednym, a mianowicie: poszli na imprezę. Postanowiłam pójść
do Zayna i zobaczyć jak się czyje, no chyba że poszedł z nimi. Uchyliłam drzwi
do pokoju mulata, który leżał opatulony kołdrą. Włosy oklapywały mu na czoło i
miał kilkudniowy zarost. Mimo wszystko dalej miał ten urok niegrzecznego
chłopca, ale teraz wyglądał też jak mały chłopczyk, który jest bezbronny. Na
sam widok się uśmiechnęłam.
-To ze mną już nie łaska się przywitać?- usłyszałam nad
uchem, a potem obiął mój brzuch, tuląc do swojej klatki piersiowej moje plecy i
opierając brodę o moje prawe ramie. – jak w L.A.?
-Raczej dobrze, tylko, że ta… znaczy Owen zrobił ze mnie
totalną idiotkę. Jak się czuje Zayn?- odwróciłam się do niego przodem i szybko
musnęłam jego usta, na co uniósł lewy kącik ust ku górze.
-Dobrze, nawet jak na gościa, którego rzuciła laska-
wzruszył ramionami. Był jakiś nieswój, coś go męczyło i za wszelką cenę nie
chciał o tym mówić.
-Serio?!- ze zdziwienia uniosłam w górę brwi.- laska rzuciła
jego? Myślałam, że to on rzuca.
-Bo tak jest słoneczko, tylko, że ta cała Lilo zerżnęła
barmana- otworzyłam usta i zaśmiałam się krótko. – pójdę ci nalać wody do
wanny- przyciągnął mnie do siebie i wpił w moje wargi, potem poszedł.
Przysiadłam na łóżku śpiącego Zayna i odgarnęłam jego włosy z czoła.
-Louis zaraz ci zajebie kretynie pojebany- mruknął wciąż z
zamkniętymi oczami, dlatego powtórzyłam gest.- kurwa mówię do ciebie- dalej
gadał przez sen.- no ja pierdole!- gwałtownie poderwał się z łóżka, a ja
odskoczyłam, przez co spadłam z jego materaca.- Katie- pomógł mi wstać, a potem
przytulił na powitanie i cmoknął w policzek.- jak tam wyjazd? Słyszałem, że
Toretto to twój stary.
-No, a ja słyszałam, że twoja laska się zeszmaciła- zaśmiał
się pod nosem. – co się stało z Lou?- zmarszczył brwi.- jest jakiś taki
dziwny.- spuścił głowę i oblizał dolną wargę, po czym uniósł na mnie swoje
brązowe oczy. Przyglądał mi się chwilę, marszcząc brwi i zagryzając dolną
wargę. –Zayn proszę-wydęłam dolną część moich warg i zamrugałam kilkakrotnie,
na co zachichotał pod nosem.
-Wiesz, że on mnie zabije?
-Wiem, że ty się nie dasz.- zaniósł się głośnym śmiechem, na
co go szturchnęłam. -jego matka dzwoniła, nie wiem czy ci mówił, ale…
-Zayn wiem, co chciała mu zrobić, ale uważam, że powinni
pogadać i to sobie wyjaśnić. To było dawno temu.
-To samo mu powiedziałem. Nie mów mu, że ci powiedziałem.-
przytaknęłam, a potem poszłam do naszego pokoju. Zabrałam piżamę i weszłam do
łazienki, gdzie na brzegu wanny siedział
Louis i bawił się telefonem. Zamknęłam drzwi, a on spojrzał na mnie i się lekko
uśmiechnął.
-Wszystko w porządku?- przytaknął, ale niezbyt mnie to
przekonało. Nie będę teraz poruszać tego tematu i porozmawiam z nim rano.
Wzięliśmy wspólną kąpiel, a potem położyliśmy się do łóżka. Porozmawialiśmy
trochę, a potem zaczął mnie całować…
***
Obudziłem się około 10 i wstałem z łóżka. Przykryłem nagą
brunetkę i zabrawszy ciuchy poszedłem do łazienki, gdzie wziąłem prysznic.
-Loui!- usłyszałem krzyk mojej dziewczyny.- telefon!
-Odbierz!- odkrzyknąłem. Ubrałem się i ułożyłem włosy w
artystyczny nieład, po czym wyszedłem z łazienki. Katie siedziała z moją
komórką w dłoniach na łóżku okryta w pościel. Nerwowo stukała palcami o ekran.
– wszystko gra?- usiadłem obok i ją przytuliłem.
-To ja powinnam o to zapytać- odsunąłem się na kawałek i
przyglądałem jej się ze zmarszczonymi brwiami. O co jej chodzi?- Loui dlaczego
to robisz?
-Co robię? Nie wiem o czym mówisz.- wzruszyłem ramionami, na
co uniosła brwi.
-Dzwoniła twoja mama- wstałem i podszedłem do okna. Nie chcę
z nią gadać na ten temat. Chwilę później poczułem jak mała istotka obejmuje
mnie w pasie i przytula się do moich pleców. –ranisz ją.
-Ona też mnie zraniła- warknąłem.
-Loui proszę pogadaj z nią. – jęknęła błagalnie. Odwróciłem
się do niej przodem i powiedziałem NIE.
***
Tomlinson wyminął mnie i wyszedł z pokoju. Głęboko
westchnęłam, a potem zabrałam ciuchy i poszłam do łazienki doprowadzić się do
ładu. Później włączyłam laptopa i zabukowałam dwa bilety do Santa Barbara.
Poleci tam i porozmawia z mamą, nawet jakbym miała go tam zawlec siłą, za
samochodem. Zeszłam na dół i usiadłam do stołu. Harry podał mi talerz z
jajecznicą, za co mu podziękowałam.
-Gdzie Loui?- kiwnął głową w kierunku tarasu, gdzie siedział
szatyn i palił. Wstałam i wyszłam do niego. Przysiadłam obok i złapałam za jego
dłoń, na co spojrzał na mnie. – zrób to dla niej.
-Nie będę dla niej nic robił – warknął.
-To dla siebie- pokiwał przecząco głową.- dla mnie- wywrócił
oczami i wypuścił głośno powietrze.- Lou będzie ci lepiej. Wiem, że tam w głębi
serca za nią tęsknisz i chciałbyś ją zobaczyć, ale ta cholerna męska duma ci
nie pozwala. – uśmiechnął się lekko, a potem przytulił mnie to swojej klatki
piersiowej.
-Wiesz, że jestem cholernym szczęściarzem?- zmarszczyłam
brwi. – cieszę się, że cie mam i że będziemy mieli syna.
-Znowu zaczynasz z tym synem?- westchnęłam bezsilna. Skąd on
ma pewność, że to będzie chłopczyk?! No skąd!? Co jeśli będzie dziewczynka?!
-Kocham cie mała-zaśmiał się pod nosem.- zabukujesz bilety?
-Już to zrobiłam- wstał i podał mi rękę, pomagając wstać i
poszliśmy do kuchni, gdzie zjedliśmy śniadanie. Gadaliśmy jeszcze z Harrym,
kiedy na dół zwlekł się Liam, Bella, Nikki, Zack i Malik, który wyglądał już o
niebo lepiej, niż wczoraj. Nikol patrzyła na niego z pogardą i celowo migdaliła
się ze swoim towarzyszem, nie wiem czy to jest jej chłopak. Nagle usłyszeliśmy
dźwięk przychodzącego SMSa i automatycznie spojrzeliśmy na Zayna, który z
chytrym uśmieszkiem zaczął odpisywać na wiadomość.
-Czego się szczerzysz do tego telefonu?- warknęła Nikki.
-Bo moja dupa do mnie pisze- uśmiechnął się triumfalnie.
-Lilo cie zdradziła, a ty nadal z nią jesteś?- prychnęła.-
ale z ciebie desperat- wyśmiała go.
-Nikki, skarbie, czy ty myślisz, że ja upadłem aż tak nisko?
– uniósł na nią brwi.- mogę mieć każdą, mam nową laskę.- wstał i zasunął
krzesło. – wrócę za jakieś 2-3 dni.- wbiegł po schodach.
-Dobra idziemy się spakować kicia- Loui też podniósł się i
nalał sobie jeszcze coli do szklanki.
-A wy gdzie?- tym razem pytanie padło z ust Payne’ a.
-Jedziemy do Santa Barbara, do… mamy- mruknął Tomlinson, na
co Liaś posłał mu przepraszające spojrzenie.
***
To… dziwne. Katie to trudny zawodnik, ale zawsze pokonuje
Louisa i ten jej ulega. Ta dziewczyna ma dar i dobry wpływ na Tomlinsona. To
urocze, że zmusiła go do rozmowy z panią Sam. Mimo, że jest od niego o 3 lata
młodsza i jest jeszcze dzieckiem, to jest naprawdę mądrą kobietą. Izzy tuliła
się do mnie, kiedy oglądaliśmy kolejną głupią komedię romantyczną. Tomlinson i
James dawno już pojechali, tak jak Zayn. Kurde ten to też jest zajebiście
mądry. Znam tą jego nową dziewczynę i to niezła laska, ale Nikki się wkurwi,
jak się dowie. W każdym bądź razie ja jej nie powiem.
***
Louis zatrzymał samochód przed jakimś domem i siedział w
samochodzie jak ciołek. Szturchnęłam go, ale nie zareagował. Wiem, że to dla
niego trudne, dlatego złapałam za jego dłoń, by dodać mu otuchy i pokazać, że
niezależnie od tego co tam się wydarzy, ja zawsze będę przy nim. Niebieskooki
posłał mi lekki uśmiech, a potem głęboko westchnął i wysiadł. Poszłam za jego
przykładem. Zamknął auto i splótł nasze palce razem. Zadzwonił do drzwi, a
potem się cofnął do tyłu.
-Kat… ja nie chcę z nią gadać- odwrócił się i wrócił do
samochodu, gdzie wsiadł i czekał, kątem oka mi się przyglądając. Drzwi się
otworzyły, a w nich stała bardzo ładna brunetka.
-Tak, o co chodzi?- zmarszczyła brwi i dokładnie mnie
zlustrowała.
-Dzień dobry, jestem Katie- wystawiłam dłoń w jej kierunku.
-Sam- odpowiedziała ze zmarszczonymi brwiami i podając mi
swoją dłoń. – mogę w czymś ci pomóc?
-Właściwie to nie mi, ale takiemu jednemu uparciuchowi.- zagryzłam
dolną wargę, a ona dalej parzyła na mnie zdziwiona. – da mi pani chwilkę?-
pokiwała pionowo głową, a ja poszłam do samochodu i otworzyłam drzwi. – Loui no
dalej- złapałam za jego dłoń i szarpałam.
-Katie bardzo ładnie proszę, daj sobie spokój- warknął.
-Nie, bo ty też mi pomogłeś, teraz chcę zrobić to samo-
westchnął bezsilny i wysiadł. Splotłam nasze palce i szliśmy w kierunku jego
matki, która nie wierzyła własnym oczom.
-Lou, kochanie- powiedziała to, jakby wielki ciężar spadł
jej z serca. Chciała go przytulić, ale nie pozwolił na to. – wejdźcie-
otworzyła szerzej brązowy prostokąt i zaprosiła do środka. Weszliśmy i
zdjęliśmy buty wraz z kurtkami. Później Tommo prowadził mnie do salonu, gdzie
usiedliśmy na sofie. Jego mama nas dogoniła.- napijecie się czegoś? – po jej
oczach można powiedzieć, że to naprawdę sprawia jej radość, że Loui w końcu
postanowił ją odwiedzić.
-Herbaty- warknął szatyn, na co dźgnęłam go łokciem w
brzuch. Pani Tomlinson poszła do kuchni i wróciła po chwili z trzema kubkami i
ciasteczkami, które ustawiła na stoliku.
-Boo nawet nie wiesz, jak się cieszę, że cię widzę, tylko
powiedz mi dlaczego uciekłeś?
-Nie nazywaj mnie tak- jego ton był lodowaty, aż przeszedł
mnie nieprzyjemny dreszcz.- dobrze wiesz czemu, dlatego oszczędź sobie tego
teatrzyku.
-Lou! To twoja mama, ogarnij się- trzepnęłam go w brzuch.
-Kat mówiłem ci co chciała mi zrobić z tym skurwielem! Nie
potrzebnie tu przyjeżdżałem, chodź wracamy!- wstał i złapał mnie za dłoń, ale
wykorzystałam sytuację i pociągnęłam go, tak, że znowu siedział.
-Lou przecież nie wysłałabym cie tam, to był pomysł George’
a.- prychnął pod nosem.
-Akurat- mruknął.
-To twoja dziewczyna?- wskazała na mnie, na co się lekko
uśmiechnęłam w jej kierunku. Jest naprawdę miła i widać jak bardzo kocha
Louisa, tylko, że on cierpi, bo też ją kocha, ale ona chciała wysłać do to
ośrodka wychowawczego, co zraniło jego uczucia.
-Nie patrz na nią i daj jej spokój- cały czas mówił przez
zaciśnięte zęby.
-Loui proszę- spojrzałam na niego błagalnie, już miał coś
powiedzieć, ale do pomieszczenia weszła jakaś blondynka. Stała jak
sparaliżowana i przyglądała się Tomlinsonowi z kamiennym wyrazem twarzy. Była
ładną niebieskooką dziewczyną, ubraną w szorty i luźną bluzkę w szerokie paski.
-Cześć Ally- mruknął, ale ona nie odpowiedziała. – Katie to
moja siostra- posłałam jej uśmiech, który ku mojemu zdziwieniu odwzajemniła.
Ally |
-Louis powiedz, co robiłeś cały ten czas? – Ally usiadła na
fotelu i nie spuszczała wzroku ze swojego brata.
-Ścigałem się i miałem problemy- przysięgam, że jak nie
zacznie normalnie się odnosić, to mu przywalę. Jaj by mu nie urwało za trochę
szacunku, bądź co bądź, ale to jego MAMA! Kobieta spuściła głowę, widać było,
że jest jej przykro. Ścisnęłam jego dłoń, na co wywrócił niezauważalnie oczami
i głośno wciągnął powietrze nosem.- przepraszam. Mieszkałem z Zaynem, Liamem i
dziewczynami w Los Angeles. Zajmowaliśmy się autami, ścigaliśmy się
nielegalnie…- zaczął wymieniać i opowiadać jej najważniejsze ze szczegółów
sprzed kilku lat. – i zostanę ojcem.- skończył i przytulił mnie. Sam miała całe
oczy szklane, a łezki powoli zaczęły spływać po jej policzkach. Loui wstał i
usiadł obok niej.-mamo nie płacz- przytulił ją, a na ten widok się
uśmiechnęłam. – nic się przecież nie stało, żyję. – starał się ją pocieszyć,
ale to zrozumiałe, że tak zareagowała. Jej syn zadaje się z naprawdę
nieprzyjemnymi ludźmi, cały czas ryzykuje i żyje na krawędzi, a ona się martwi.
-Lou możemy porozmawiać na osobności?- chłopak spojrzał na
mnie i na swoją siostrę.
-To my z Ally pójdziemy się przejść- uśmiechnęłam się i
wstałam. Przelotnie pocałowałam chłopaka w usta, a potem z blondynką wyszłyśmy
na spacer. Ally to naprawdę miła
dziewczyna i świetnie się z nią dogaduję, bo jest tylko rok młodsza ode mnie.
Chodziłyśmy po okolicy, odwiedziłyśmy też centrum handlowe i zrobiłyśmy zakupy.
Obładowane torbami poszłyśmy na szejka i jakieś ciastko. Zajęłyśmy stolik obok
okna i zajadałyśmy się smakołykami.
-Jak się poznaliście?
-Potrącił mnie- na samą myśl o naszym spotkaniu uśmiechnęłam
się lekko. Na początku naszej znajomości nie zapowiadało się przecież, że coś
więcej będzie nas łączyło, a teraz? Heh… nie wyobrażam sobie bez niego życia.
-Hej mała- obok blondynki przysiadł jakiś brunet i chciał ją
cmoknąć w policzek, ale dziewczyna na to nie pozwoliła. Cały jej dobry humor
zniknął, a na jego miejscu pojawiło się obrzydzenie. –co jest?- objął ją
ramieniem, ale szybko strąciła jego rękę. Obok mnie przysiadł jakiś blondyn i
zaczął się przystawiać.
-What’ s up baby?- zaczęło mi się dźwigać.
-Baby zabierz te witki, bo ci je połamię- uśmiechnęłam się
do niego, na co jego oczy się zaświeciły.
-Joe odpuść sobie, bo Katie…
-Mhy Katie- zamruczał- słodka jesteś wiesz?
-Ona ma chłopaka- powiedziała zażenowana Ally.
-I co z tego? Nie widzę go tutaj- prychnął. – zresztą zajmij
się lepiej Nickiem – wskazał na bruneta.-ostatnio było wam dobrze, no nie?-
parsknął śmiechem, blondynka poczerwieniała ze złości.
-Nie spałam z tym idiotą i nie jesteśmy razem, bo przeleciał
tą wywłokę Stacy- warknęła, a potem złapała za swoje torby i chciała iść.
-Ally zaczekaj.
-Jaki to ma sens Katie, przecież oni i tak nie dadzą mi
spokoju. Idziesz czy…?
-Mała zostaje.
-Mała to jest twoja pała.
-Zdziwiłabyś się.
-Chłopcze nie karz mi się krzywdzić- wyminęłam go i zabrałam
torby. Dogoniłam Ally i obie wolnym krokiem ruszyłyśmy do domu. Panowała między
nami niezręczna cisza.- Ally, wszystko gra?
-Nie mów mamie o tym, bo…
-Ey, ja jestem po twojej stronie- uniosłam dłonie w geście
obronnym. Przekroczyłyśmy próg domu, gdzie było słychać płacz. Pobiegłam do
salonu, gdzie siedziała pani Sam i szlochała. Przytuliłam kobietę, chcąc dodać
jej trochę otuchy. – wszystko porządku? – pokiwała przecząco głową. – gdzie
Loui?
-Wyszedł – powiedziała przez płacz.
-Jest tutaj jakiś tor?- mama Tomlinsona była zdziwiona moim
pytaniem, ale podała mi adres do tego miejsca. Szybko tam pobiegłam, a kiedy
dotarłam na miejsce, zobaczyłam jak mój chłopak w zawrotnym tempie wykonuje
okrążenia. Podeszłam bliżej, a on zatrzymał się, po czym wysiadł. Mocno się do
mnie przytulił . – misiu co się stało?- gładziłam jego plecy.
-Nie zaprzątaj sobie tym swojej ślicznej główki- powiedział
w moje ramię.
-Loui- odsunęłam go od siebie, a potem przysiedliśmy na
glebie.- powiedz, chcę pomóc.
-Katie wiem, że masz dobre serduszko i zawsze chcesz pomóc,
ale tym razem nic nie możesz zrobić, ja zresztą też.- rzucał kamyczkami w dal,
całkowicie olewając otaczającą go rzeczywistość. Odciął się.
-Czemu twoja mama płakała?
-Bo… się wkurzyłem i zacząłem krzyczeć.
-Czym cie zdenerwowała?
-Kat, ona umiera- z jego oczu zaczęły spływać łzy. –
powiedziała, że mnie przeprasza, a to ja powinienem to zrobić! Ja powinienem
prosić ją o wybaczenie, bo to ja zachowałem się jak tchórz!- jeszcze nigdy go
tak wściekłego nie widziałam.
-Loui może jest szansa? Na pewno coś da się zrobić.
-Nie rozumiesz!? – wrzasnął, a mnie przeszedł nieprzyjemny
dreszcz.- moja matka umiera! Ty tego nigdy nie zrozumiesz, bo masz oboje
rodziców! Mnie ojciec zostawił jak byłem mały, mam tylko ją! Wiesz co? Daj mi
spokój, bo mam dość, serio jestem na skraju wytrzymałości.- wsiadł do samochodu
i odjechał.
-Tylko, że ja byłam w domu dziecka- mruknęłam pod nosem, a
potem wróciłam do jego domu rodzinnego. Ally razem z mamą siedziały i płakały.
-Znalazłaś go?- jego mama wstała i podeszła do mnie.
-Potrzebuje trochę czasu. Powiedział co się stało-
przytuliłam kobietę. – może jest jeszcze sposób?
-Nie ma, ale naprawdę dziękuję, że nakłoniłaś go do
przyjazdu- uśmiechnęłam się lekko. – cieszę się, że cię poznałam Katie, bo masz
na niego dobry wpływ, a on cie bardzo mocno kocha.
-Wiem, bo też go kocham całym sercem. Przepraszam, że pytam,
bo to w sumie nie moja sprawa, ale na co pani choruje? – to było trochę
żenujące, nie jestem ich żadną rodziną, dlatego byłam skrępowana i głupio było
o to pytać.
-Mów mi Sam- uśmiechnęła się. – rak- dodała, a jej oczy
zeszkliły się jeszcze bardziej. Przytuliłam ją, a ona płakała w moje ramię.
Starałam się ją jakoś pocieszyć, ale marnie mi to wychodziło. – pójdę się
położyć.- stwierdziła, ocierając oczy, a
następnie poszła.
-Katie, ja nie chcę, żeby moja mama umierała- powiedziała
przez płacz.
-Nie umrze, zadzwonimy do mojego lekarza, przecież to da się
leczyć, wiele osób z tego wyszło. Zaczekaj chwilkę – wyjęłam komórkę i
wykręciłam numer. Doktor odebrał po drugim sygnale.
(rozmowa, K- Katie, L- Lekarz)
L- Katie coś się stało?
K- właściwie to tak, zna pan jakiś dobry szpital, gdzie
można leczyć raka?
L- Hmm naprawdę dobry jest w Nowym Yorku. Katie wszystko z
tobą w porządku?
K- tak, a mógłby pan zadzwonić i załatwić jedno miejsce?
L- tak, oczywiście, zaraz zadzwonię.
K- dziękuję, dowiedzenia.
L- cześć Katie – rozłączyłam się, a potem razem z Ally
poszłyśmy do pani Sam, żeby powiedzieć jej o naszym pomyśle. Kobieta była
trochę zdziwiona, ale zgodziła się. Loui jeszcze nie przychodził mimo, że było
już późno i dzwoniłam, a nie odbierał. Siedziałam w salonie i czekałam.
genialny <33
OdpowiedzUsuńNaprawdę cudowny rozdział <3 Katie jest cudowna, tak bardzo się troszczy o Louisa i ma na niego dobry wpływ. Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością!!!
OdpowiedzUsuń^^ Olls ;*
OdpowiedzUsuńCUDO!
OdpowiedzUsuńBłagam staraj sie pisac częściej aqjwaquwaa *o*
Cudownyy!!!
OdpowiedzUsuńPrzeczuwam że Lou coś teraz odpierdoli ;p
OdpowiedzUsuńlouis spotkał się z mamą, nie wierze
OdpowiedzUsuńrozdział jak zwykle wietny