czwartek, 14 sierpnia 2014

41.




„Więc ruszamy w długą podróż do domu
Bo nie chcę tracić swojego czasu sam
Chcę się zgubić i jechać już zawsze
Możemy rozmawiać o niczym
Tak, o czymkolwiek kochanie
Więc ruszamy w długą podróż do domu wieczorem
Ruszamy w długą podróż do domu.”

***
Pakowałam walizki, podczas gdy Zayn bawił się na moim i Louisa łóżku z Tommy’ m. Tomlinson wyjechał jakiś tydzień temu razem z Liamem i Harrym załatwić jakieś części z Meksyku. Nie żebym miała z tym problem, ale mógłby pojechać później i pomóc mi trochę przy dziecku, co aktualnie robi Malik. Zayn bardzo się stara i widać, że mały Tomlinson go lubi.
-Na ile jedziecie?- zagadnął mulat nie przerywając zabawy z bobasem.
-Na tydzień- westchnęłam, dalej starając się upchnąć te wszystkie rzeczy do głupiej torby.
-Mhm, mogę żel Louisa?
-Po co?- nie odpowiedział tylko poszedł do łazienki, by po chwili wrócić i zająć poprzednie miejsce. Zaczął coś nucić pod nosem, a ja pakowałam teraz ubranka Tommy’ go. Nagle mój telefon zaczął dzwonić. Złapałam za komórkę i otworzyłam MMSa. Zaczęłam się śmiać, gdy tylko zobaczyłam to zdjęcie. Na owej fotce był mój syn oraz przyjaciel, którzy mieli podobne fryzury. –serio Zayn?- powiedziałam przez śmiech, na co dumny wypiął klatę.
-Wyślę do Louisa- zaczął klikać na swoim Iphone’ e. –jadę do Cami na weekend. Rozważa przeprowadzkę do nas i chce rzucić studia- wow zawsze mi powtarzała, że chce skończyć studia i to jest jej priorytetem, a teraz… Dla Zayna chce zrezygnować ze swoich marzeń, o których opowiadała mi gdy tylko się poznałyśmy. To naprawdę urocze, ale czy naprawdę chce zostawić coś na co pracowała całe życie? Była sumienną uczennicą i zawsze przykładała się do nauki. –coś się stało?- pokiwałam przecząco głową, chcąc wyrzucić to wszystko z głowy. Może powinnam mu o tym powiedzieć? –Katie- podszedł do mnie i złapał za ramiona, po czym jedną dłonią uniósł mój podbródek ku górze, abym mogła spojrzeć w jego brązowe tęczówki. –czemu?
-Bo naprawdę cie kocha, te studia to były jej marzenia, dlatego proszę nie zrań jej.
-Przecież ją kocham i nigdy nie skrzywdzę- zapewnił, a potem schował mnie w swoich silnych ramionach. Nagle mnie olśniło, dlaczego Louis nie zabrał Zayna do Meksyku? Odsunęłam się od niego.
-Powiesz mi prawdę?- zmarszczył brwi, ale niepewnie pokiwał pionowo głową.-czemu Loui cię nie zabrał?
-Prosił, żebym się zajął wami.
-Jestem dużą dziewczyną, poradziłabym sobie, chyba, że… o mamuniu, ale z niego pieprzony dupek!- trzepnęłam Zayna w ramię.- zgodził się na propozycję Hobbs’ a! Jak mógł!? A ty!? Dlaczego nie powiedziałeś?!- czułam wściekłość, która narastała we mnie z każdą sekundą.
-Katie to nie tak jak myślisz- Malik starał się złagodzić sytuację, ale szło mu to kurewsko marnie.
-A jak?! Obiecał, że będziemy żyć normalnie!
-No właśnie, dlatego to robi. Chce żebyśmy przeprowadzili się do L.A.
-Mam to w dupie!- pchnęłam go, a potem wzięłam Tommy’ go na ręce. Maluszek lekko ciągnął za moje włosy, ale dziś mi to nie przeszkadzało. –Ally!- weszłam do pokoju blondynki, która kończyła się już pakować. Usiadłam na jej łóżku, a ona obok mnie. –co powiedział Harry, gdy wyjeżdżali z Louisem i Liamem do Meksyku?- chciałam wiedzieć, czy mój kuzyn też jest podłym oszustem.
-Jechali załatwić części tak mówił- prychnęłam. Obaj są dupkami i kłamczuchami, bo nie mają jaj by się przyznać. Oczywiście nie zgodziłabym się, ale przecież pieprzony Tomlinson i tak postawiłby na swoim modląc się, żebym się nie dowiedziała, ale przecież mnie zna. Odkrycie prawdy wcale nie zajmuje mi dużo czasu. –bo jechali załatwić części, tak?- zapytała wolno, całkiem zmieszana.
-Mieli po nie jechać, ale woleli pomóc Hobbs’ owi złapać pieprzonego Logana i Roberta!- warknęłam. Zdenerwował mnie. Obiecał, że nie będzie kłamał i zawsze będziemy mówili sobie prawdę, a tym czasem co robi? Łże jak pies i wychodzę na idiotkę.
-A to skurwiel!- uniosłam na nią brwi. Nigdy nie używała takich słów, ale w pewnym stopniu ją rozumiem, każdy ma swoje granice wytrzymałości, a oni przeważyli tą szalę. –pieprzyć ich, jedziemy do mamy, a potem do twoich rodziców- przytaknęłam. Blondynka zniosła swoją walizkę, a potem wzięła swojego bratanka i zapięła do w foteliku. Zabrałam również nasze bagaże i zaniosłam je do bagażnika. Wsiadłyśmy do samochodu, którym pierwszy raz od kilku długich miesięcy nie mogłam jeździć. Odpaliłam silnik i pojechałam na lotnisko. Postanowiłyśmy wyłączyć telefony , gdy tylko wsiadłyśmy do samolotu.
W Nowym Yorku wylądowałyśmy o godzinie szesnastej. Zajechałyśmy taksówką do hotelu, gdzie zostawiłyśmy bagaże, a potem pojechałyśmy do szpitala. Pani Samantha wyglądała już lepiej, a lekarz oznajmił, że za kilka miesięcy będzie mogła opuścić klinikę i wrócić do domu. Siedziałyśmy w jej sali, gdzie leżała jeszcze jedna kobieta, z którą się zaprzyjaźniły. Tamta pani miała na imię Kimberly i wyglądała na czterdzieści lat.
-Ally bądź tak miła i pójdź nam po kawę- blondynka posłuchała rodzicielki i poszła do automatu, który stał na korytarzu. –Katie, gdzie Louis?
-W Meksyku i znowu pakuje się w kłopoty- przeczesałam palcami włosy.- ja już powoli nie mam do niego siły- jęknęłam i poprawiłam Tommy’ go na rękach.
-Mogę?
-No pewnie- przekazałam syna mamie Lou. Kobieta była naprawdę zadowolona.
-Louis był trudnym dzieckiem zgłasza, że wychowywał się bez ojca, ale zależy mu na tobie i Tommy’ m.
-Wiem, ale przecież w związku nie powinno być tajemnic, a decyzje powinny być podejmowane wspólnie, a on traktuje mnie jak dziecko – jęknęłam obrażona. Czasem czuję się jak dziecko specjalnej troski, a Tomlinson jeszcze bardziej mnie w tym utwierdza. Kocham go naprawdę mocno i nie wyobrażam sobie bez niego życia, ale mam dziewiętnaście lat! Byłam w domu dziecka, w wieku szesnastu lat uciekłam z domu i wymiatałam na wyścigach, po czym stałam się mistrzynią, igrałam ze śmiercią… NIE JESTEM BEZBRONNĄ DZIEWCZYNKĄ, KTÓRA POTRZEBUJE OCHRONY 24/7!
-Martwi się, tym bardziej, że teraz macie dziecko- uśmiechnęłam się lekko. Ona miała rację, zachowałam się egoistycznie. Nagle mój telefon zaczął dzwonić. Niepewnie spojrzałam na wyświetlacz i przełknęłam głośno ślinę. Wstałam z krzesełka i wyszłam na balkon, po czym nacisnęłam zieloną słuchawkę.
-Gdzie jesteś?- warknął Tomlinson.
-A ty? Hobbs jest dumy, dostał to czego chciał?- prychnęłam zirytowana.
-Nie wiem, o czym mówisz.
-Nie udawaj głupka! Pomogłeś Luke’ owi złapać Logana i Roberta! Jesteś pieprzonym kłamcą!
-Gdzie jesteś?
-Nie zmieniaj tematu, tylko się przyznaj!- nie oczekiwałam od niego wielkich rzeczy. Po prostu chciałam, żeby przyznał mi rację oraz przeprosił, że mnie okłamał.
-Eh- westchnął głęboko, na co wywróciłam oczami.- masz rację- no co ty nie powiesz? Widać, że nie znasz swojej dziewczyny. Przede mną nic się nie ukryje jestem niczym Detektyw Monk. Lepsza od agentów NCIS i szybciej rozwiązuję zagadki od tych z Kryminalnych Zagadek Miami! –ale zrobiłem do dla was- zmarszczyłam brwi.- Hobbs gadał, że oni mogą skrzywdzić ciebie i Tommy’ go. Nie przeżyłbym, gdybym was stracił- aww jaki on jest uroczy. Od razu zrobiło mi się cieplej na serduszku. –po za tym Hobbs załatwi nam powrót do L.A. tylko musimy trochę poczekać.
-Kocham cie wiesz? Przepraszam, że wyjechałyśmy bez ciebie, ale byłam wściekła.
-Nie gniewam się. Kocham cie kicia, będę już jutro- rozłączył się, a ja wróciłam do środka. Ally rozmawiała z Sam o nowej szkole oraz… Harrym. Ostatnio zaczyna się między nimi psuć, ale wiem, że Hazziątku na niej zależy i to tylko przejściowe. O’ Conner jest trudny do rozgryzienia i czasem zastanawiam się czy nie wypadł z kołyski, bo jego teksty niekiedy są nie na miejscu. Ciągle gada o foczkach. Ile można słuchać o laskach i pieprzeniu? Posiedziałyśmy jeszcze chwilę i porozmawiałyśmy z mamą Ally oraz Lou, a potem poszłyśmy do hotelu, wcześniej informując, że przyjedziemy jutro razem z Louisem.
***
Siedzieliśmy na łóżku Cami w akademiku i gadaliśmy o jej decyzji, żeby rzucić studia i wprowadzić się do nas. Jestem jak najbardziej za, ale po rozmowie z Katie nie jestem pewny.
Zaraz po telefonie Tomlinsona, że James jest już w Nowym Yorku, spakowałem się i wsiadłem w samolot do Mediolanu. Musiałem ją zobaczyć i porozmawiać. Nie chcę, żeby przeze mnie rezygnowała z marzeń.
-Ale na pewno mogę się do was wprowadzić?- zapytała głosem skruszonej dziewczynki, która obawia się najgorszego.
-Nie będziesz spała na ulicy –wywróciłem oczami.- no pewnie, że tak. Czasem zadajesz takie durne pytania- zaśmiałem się pod nosem, a na co ona przyłożyła mi pięścią w bark. Torres jest drobną blondynką, ale przywalić też potrafi. Ze smutną miną zacząłem pocierać bolące miejsce. –jedziesz na jakiś używkach?- zapytałem wprost, a ona wybuchła nie pohamowanym śmiechem.
-No pewnie, cały czas piję Redbulla- zachichotała, na co przyciągnąłem ją do swojej klatki piersiowej i mocno tuliłem, co chwila całując w czubek głowy i czochrając jej blond kudły. Jest taka zabawna i urocza, że sam się sobie dziwię, że zakochałem się w takiej dziewczynie. Przeważnie gustowałem w takich laskach jak Nikki, a tu proszę… jest taka Cami, która skradła moje serce. Ludzie mają rację mówiąc, że przeciwieństwa się przeciągają. Cieszę się, że ją mam. –ten skurwiel nie będzie miał nic przeciwko?- wywróciłem oczami na jej słowa.
-Po pierwsze jesteś moją dziewczyną i będziesz spała u mnie, po drugie Louisowi nic do tego, a po trzecie nie nazywaj go tak, bo mnie kurwica trafia jak widzę, że skaczecie sobie do gardeł cały czas, to się robi nudne.
-Uh!- warknęła, ciągnąc lekko za końcówki swoich włosów.- ja po prostu nie lubię go za to co zrobił Katie, zachował się jak bezuczuciowy palant. Nie potrafię się do niego przekonać i gdy go widzę, mam ochotę go uderzyć… najlepiej czyś ciężkim, na przykład patelnią! O! Albo kijem hokejowym, żeby wybić mu głupoty z głowy! – zaśmiałem się pod nosem i wpiłem się w jej wargi. Nie potrafię się na nią złościć. Chcę, żeby ze mną zamieszkała, nawet jeśli oznacza to, że codziennie będę wysłuchiwał ich kłótni z byle powodu. Chcę ją mieć zawsze blisko siebie, chcę przytulać ją gdy mam na to ochotę i całować codziennie rano, wieczorem i w południe…
-Wprowadź się, nawet i dziś możemy polecieć do Rio, spakuj się i pozałatwiaj wszystkie sprawy. Ja poszukam ci uniwerku w Rio z twoim kierunkiem, ale błagam zamieszkaj ze mną, bo nie wytrzymuję bez ciebie- wypaliłem na jednym wdechu, a na co blondynka położyła się na mnie i zaczęła całować, nie chcąc pozostać jej dłużnym – oddawałem każdą pieszczotę.
***
Po rozmowie z mamą i dojścia do porozumienia z Ally, znowu wsiedliśmy do samolotu i polecieliśmy do Los Angeles. Po wylądowaniu pojechaliśmy od razu do domu Toretto. Mia i Letty zajęły się Katie i Tommy’ m, a Dom chciał pogadać ze mną, dlatego zabrał mnie na przejażdżkę jego nowym samochodem, którym było Ferrari F430, no nie powiem autko zajebiste, ale ja kierowałbym lepiej, niż on.
-To o czym chciałeś gadać?- zapytałem, gdy ten zatrzymał się an torze. Dawno tutaj nie byłem, ale nie wiele się zmieniło. Pełno wozów, kierowców i półnagich lasek, które śliniły się na mój widok… na pewno na mój, bo Dom jest już stary i jedyna panienka, którą kręci jest Letty. –co to za jeden?- wskazałem na blondasa, który zajmował moje miejsce parkingowe, miejsce mistrza.
-West, nowy król toru- prychnął Toretto.
-Nie jego doczekanie- warknąłem.
-Myślisz, że jesteś od niego lepszy?- spojrzałem na niego z drwiną. Myślę? Heh ja to wiem! Ten szczeniak pewnie nie odróżnia pedału gazu od hamulca i ma automatyczną skrzynię biegów! Ile on może mieć?! Góra szesnaście lat, jeszcze ma mleko pod nosem, a to nie jest zabawa dla gogusiów, tylko prawdziwych facetów. –udowodnij- czy on mnie podpuszcza? Nie będzie to jedna z tych chwil, gdy ja zgodzę się na jego propozycję, a ona naskarży na mnie mojej dziewczynie i znowu będziemy mieli ciche dni? Ostatnio popadam w paranoje, ale Katie jest dla mnie całym światem i kurwica mnie trafia, gdy się kłócimy. –chyba, że się boisz- wzruszył ramionami. Prychnąłem z niedowierzenia! Ja mam się bać?! Co on kurwa pierdoli!?
-Ej ty!- wrzasnąłem w kierunku blondaska. –tak ty!- wskazałem palca na gościa, który zaczął się rozglądać.- chcę się ścigać o twój tytuł- małolat prychnął, a potem kiwną ręką na swoich dwóch przydupasów, którzy z dłońmi zaciśniętymi w pięści zaczęli na mnie iść. Brunet zamachnął się, ale byłem szybszy i pierwszy go znokautowałem. To samo zrobiłem z tym drugim. Ruszyłem na blondyna, który bajerował jakąś laskę. Odepchnąłem od niego dziewczynę i złapałem za fraki, unosząc kilka milimetrów nad ziemię. –słuchaj smarku, chcę się ścigać, dopóki mnie nie pokonasz, mistrzem nie będziesz. Jestem Louis Tomlinson!- rozłożyłem ręce na boki, a całe towarzystwo ucichło i patrzyło na mnie jak na ducha.
-Przecież on nie żyje- wtrąciła jakaś rudowłosa dziewczyna.
-Cóż możesz to nazwać cudem, zmartwychwstaniem, albo po prostu ktoś się jebnął i puścił plotę. Żyję i mam się świetnie, prawdziwy król wrócił- chwilę była cisza, a potem muzyka znów zaczęła dudnić w głośnikach, a ludzie zaczęli zbierać się wokół mnie i wypytywać co się stało. Zlewałem ich jednak i podszedłem do ojca mojej dziewczyny. – po co to było? Zrobiłeś to tylko po to, żeby im o mnie przypomnieć?- to dziwne, przecież on ledwo co mnie trawi.
-Ludzie potrzebują wiary, a ty dajesz ją tym małolatom- mimowolnie się uśmiechnąłem. Oni jako pierwsi pokochali mnie takim jaki byłem naprawdę. Tutaj nie musiałem niczego udawać i mogłem być sobą bez żadnej ściemy. –kilka tygodni temu usłyszałem jak jakiś smarkacz mówi do swojego kolegi, że gdyby miał jedno życzenie to chciałby z tobą pogadać- zmarszczyłem brwi. Gdzie ten facet chodzi i jak spędza wolny czas? Bawi się w jakiegoś pedofila i śledzi małe bezbronne dzieci? Jezu Chryste, będę miał teścia – zboczeńca. Mentalnie uderzyłem się ręką w twarz. Nie wierzę… no po prostu nie wierzę. Poczułem jak ktoś mnie popycha, dlatego gwałtownie się odwróciłem i zobaczyłem tego ciecia.
-Louis Tomlinson, tak?- przytaknąłem.- nie wierzę! Jesteś po prostu frajerem, który się pod niego podszywa! – westchnąłem i wymacałem portfel w tylniej kieszeni czarnych spodni. Wyjąłem dowód i mu pokazałem. –to fałszywka- stwierdził, na ja powoli traciłem cierpliwość.- ścigaj się ze mną.
-Skończyłem z tym- te słowa ledwo przechodziły mi prze gardło, ale obiecałem Katie, że nie będę się narażał zgłasza teraz, gdy wszystko zaczęło się układać.
-Tomlinson by tak nie powiedział- splunął na moje nowe buty. Wkurwił mnie gnojek.
-Bo ten Tomlinson ma rodzinę, a ty zafajdałeś mi nowe buty gnojku- warknąłem. Budowało we mnie z każdą sekundą. Kusiło, żeby wsiąść do wozu i wysłać tego małolata na szary koniec, ale było też ryzyko, że Dom powie o tym Vexy. Nerwowo tupałem nogą i nie mogłem tego opanować, aż poczułem czyjąś dłoń na barku.
-Idź, nie powiem jej –Toretto puścił mi oczko, a potem rzucił kluczyki.
-No młody, szykuj się na porażkę- uśmiechnąłem się triumfalnie, a potem wsiadłem za kółko. Zajechałem na start, a obok mnie ten frajer niebieskim Nissanem Skyline. Przed maskami stanęła blondynka na obcasach, ubrana w kuse szorty i stanik. Uniosła dłonie w górę, apotem je opuściła dając sygnał startu. Już na samym początku zdobyłem przewagę i zostawiłem tego gówniarza daleko za sobą. Czułem, że żyję i nie skłamię mówiąc, że czułem się na swoim miejscu. Zawsze kochałem wyścigi i marzyłem, żeby robić to zawodowo, chciałem żeby mi za to płacono i moje pragnienia się spełniły. Gnałem przed siebie, a licznik wskazywał już dwieście kilometrów na godzinę, nie zdejmowałem jednak nogi z gazu. Na ostatnim zakręcie amator mnie wyprzedził, ale przed nami był most, który zaczął się unosić. Młody zbyt wcześnie wcisnął guziki od przyśpieszenia, widać, że nie wiele jeszcze wie o tym stylu życia. Kontrolka wskazywała dwieście dwadzieścia, a ja wjeżdżałem już na ruchomą konstrukcję. Odczekałem jeszcze chwilę i wcisnąłem dwa guziczki przy kierownicy. W powietrzu przeskoczyłem tego ciula i wylądowałem pierwszy. W ciągu dziesięciu sekund znalazłem się na mecie i zatoczyłem dwa pełne kółka, zakurzając tym samym wszystkich dookoła. Wysiadłem z wozu i znów wszyscy mnie otoczyli i gratulując.
-To naprawdę ty- pisnęła jakaś małolata i mnie przytuliła. Odepchnąłem ją. –co robisz?- zaśmiała się nerwowo, wyglądała na zmieszaną.
-Ta, to ja, ale mam dziewczynę- zmarszczyła brwi. Przeczesałem włosy głęboko wzdychając. Jakiś szatyn podał mi plik banknotów, które z przyzwyczajenia przeliczyłem. W dłoni trzymałem dwadzieścia kawałków, które są niczym w porównaniu z moimi obecnym stanem konta, na którym jest kilkanaście miliardów. Dziesięć tysięcy włożyłem do kieszeni, a drugą część rzuciłem mojemu przeciwnikowi. 
-Co robisz?- zapytał zmieszany.
-Jesteś całkiem niezły, ale za wcześnie używasz podtlenku azotu. Trzymaj się młody- wolnym i dumnym krokiem ruszyłem w kierunku Toretto, który gawędził z Romanem, Parkerem, długonogą brunetką i jakimś chińczykiem. –wygrałem, odzyskałem tytuł- rzuciłem obojętnie, a wzrok zebranych powędrował na mnie.- siema Tej, Roman- przybiłem z nimi sztamę.
-Tommo- uśmiechnął się Parker. –znasz już Gisele i Hana?- pokiwałem przecząco głową. –to Louis opowiadałem wam o nim, młody posuwał córkę Doma- spuściłem głowę z głupkowatym uśmiechem, żeby tylko Toretto tego nie zauważył.
-Zrobiłem jej też dziecko- wzruszyłem ramionami, na co Dominic warknął. –Tommy to fajny dzieciak, co nie dziadziu?- zarzuciłem ramię na jego barki, a złośliwy uśmieszek nie schodził mi z ust.
-Zabieraj te witki, bo je połamię- wszyscy zebrani zareagowali śmiechem. –wracamy do domu- wsiadłem do czerwonego Ferrari, a on usiadł na fotelu pasażera. Całą drogę pierdolił, że powinien mi zajebać za tego dziadziusia, ale nie zrobił tego ze względu na Katie i tego, żeby mój syn nie płakał nie poznając swojego ojca, który będzie miał zmasakrowaną twarz. Ku mojemu zdziwieniu przyjaciele Doma jechali za nami. Wysiedliśmy z wozu i weszliśmy do domu. Tommy spał, a Katie i Ally patrzyły z Mia i Letty na telewizję.
-Laski zbieramy się do nas- obie podniosły się i pożegnały. Zabrałem nosidełko z młodym, a potem zapakowałem do czerwonego wozu, na przednim siedzeniu. Dziewczyny usiadły z tyłu. Jechałem dość szybko, ale nikomu to nie przeszkadzało, oczywiście uwagi Katie, że powinienem zwolnić, bo jadę z dzieckiem przepuszczałem drugim uchem. W naszym domu byliśmy po piętnastu minutach. Wyjąłem klucz i tworzyłem drzwi, przepuściłem przodem kobiety, a potem wszedłem z dzieckiem. Ally zajęła pokój Nikki, a Katie poszła umyć młodego. Ja w tym czasie wypakowałem nasze walizki. Wszedłem do naszej sypialni, gdzie moja dziewczyna karmiła Tommy’ go. Poszedłem do łazienki, gdzie wziąłem szybki prysznic, a następnie wciągnąłem na biodra bokserki. Wróciłem do pokoju i rzuciłem się na łóżko. Brunetka leżała bokiem do naszego syna i zataczała kółeczka na brzuszku maluszka. Położyłem się po jego prawej i przyglądałem się im. Młody leciutko ciągnął za kosmyk włosów Katie.
-O czym myślisz?- spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się.
-O tym, że jestem cholernym farciarzem, bo was mam.
-Jesteś słodki –nachyliła się i musnęła lekko moje usta. – co Dom od ciebie chciał?
-Zabrał mnie na tor- westchnęła.- i ścigałem się, wiem, że obiecałem, ale to sprawia mi radość.
-Chcę, żebyś był szczęśliwy, ale boję się o ciebie- wydęła dolną wargę, a ja potarłem o nią kciukiem, na co się uśmiechnęła.
-Wiem, dlatego ścigam się od czasu do czasu. Kocham cie wiesz?
-Ja ciebie też kocham- dziewczyna ułożyła głowę na poduszce i wyjęła włosy z piąstki Tommy’ go. Objąłem ją ramieniem, a potem przyglądałem się tej najważniejszej dwójce w moim życiu. Ta, jestem zajebistym szczęściarzem i nie wyobrażam sobie nawet sekundy bez nich. Po pewnym czasie sam zasnąłem.   
___________________________________
Boże wstyd mi gdy widzę, kiedy był ostatni rozdział ;'( prosze nie bijcie (; powoli zbliżamy sie do końca, jeszcze tylko jeden rozdział epilog, cóż a potem zaczynamy Error. 
No nic pozostaje mi tylko napisać, że bardzo dziękuję za komentarze, wejścia i oczywiście cierpliwość czytelników - jesteście najlepsi. 
Zapraszam was jeszcze na:
Buźka miśki i udanych wakacji ;**

5 komentarzy:

  1. Wzruszyłam się...Oklaski dla ciebie, że pociągnęłaś ten blog do końca, choć jeszcze go nie ma.
    Rozdział to finezja i piękno twojego kunsztu literackiego (skąd ja znam takie słowa o.0)
    Dziękuję za te wspaniałe momenty i piękne chwile.
    Czekam na EPILOG.
    P.S Nie jestem zła, że kończysz to opowiadanie. Wszystko ma swój początek i koniec.
    Pozdrawia
    Mia
    <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeju nie wierze że to już prawie koniec :(
    Uwielbiam twoje opowiadania a to jest szczególnie cudowne
    Ale z drugiej strony nie mogę doczekać się Erroru ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Warto było czekać, piszesz cudownie, czekam na ostatni rozdział i kolejne opowiadania; buziaczki :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham to! Czy tylko ja mam wrazenie, ze zakonczenie nie bedzie szczesliwe? Obym sie mylila. Pozdrawiam i zycze weny :*

    OdpowiedzUsuń