sobota, 17 maja 2014

36.



***
„Kochanie, nie wiem
Dlaczego tak Cię kocham
Może to jest ta droga
Którą Bóg stworzył dla mnie na ten dzień”

W domu byliśmy o 23. Pierwsze co zrobiłam, gdy razem z moim kuzynem przekroczyliśmy próg, to zdjęliśmy buty i kurtki. Było o dziwo cicho, co może świadczyć o jednym, a mianowicie: poszli na imprezę. Postanowiłam pójść do Zayna i zobaczyć jak się czyje, no chyba że poszedł z nimi. Uchyliłam drzwi do pokoju mulata, który leżał opatulony kołdrą. Włosy oklapywały mu na czoło i miał kilkudniowy zarost. Mimo wszystko dalej miał ten urok niegrzecznego chłopca, ale teraz wyglądał też jak mały chłopczyk, który jest bezbronny. Na sam widok się uśmiechnęłam.
-To ze mną już nie łaska się przywitać?- usłyszałam nad uchem, a potem obiął mój brzuch, tuląc do swojej klatki piersiowej moje plecy i opierając brodę o moje prawe ramie. – jak w L.A.?
-Raczej dobrze, tylko, że ta… znaczy Owen zrobił ze mnie totalną idiotkę. Jak się czuje Zayn?- odwróciłam się do niego przodem i szybko musnęłam jego usta, na co uniósł lewy kącik ust ku górze.
-Dobrze, nawet jak na gościa, którego rzuciła laska- wzruszył ramionami. Był jakiś nieswój, coś go męczyło i za wszelką cenę nie chciał o tym mówić.
-Serio?!- ze zdziwienia uniosłam w górę brwi.- laska rzuciła jego? Myślałam, że to on rzuca.
-Bo tak jest słoneczko, tylko, że ta cała Lilo zerżnęła barmana- otworzyłam usta i zaśmiałam się krótko. – pójdę ci nalać wody do wanny- przyciągnął mnie do siebie i wpił w moje wargi, potem poszedł. Przysiadłam na łóżku śpiącego Zayna i odgarnęłam jego włosy z czoła.
-Louis zaraz ci zajebie kretynie pojebany- mruknął wciąż z zamkniętymi oczami, dlatego powtórzyłam gest.- kurwa mówię do ciebie- dalej gadał przez sen.- no ja pierdole!- gwałtownie poderwał się z łóżka, a ja odskoczyłam, przez co spadłam z jego materaca.- Katie- pomógł mi wstać, a potem przytulił na powitanie i cmoknął w policzek.- jak tam wyjazd? Słyszałem, że Toretto to twój stary.
-No, a ja słyszałam, że twoja laska się zeszmaciła- zaśmiał się pod nosem. – co się stało z Lou?- zmarszczył brwi.- jest jakiś taki dziwny.- spuścił głowę i oblizał dolną wargę, po czym uniósł na mnie swoje brązowe oczy. Przyglądał mi się chwilę, marszcząc brwi i zagryzając dolną wargę. –Zayn proszę-wydęłam dolną część moich warg i zamrugałam kilkakrotnie, na co zachichotał pod nosem.
-Wiesz, że on mnie zabije?
-Wiem, że ty się nie dasz.- zaniósł się głośnym śmiechem, na co go szturchnęłam. -jego matka dzwoniła, nie wiem czy ci mówił, ale…
-Zayn wiem, co chciała mu zrobić, ale uważam, że powinni pogadać i to sobie wyjaśnić. To było dawno temu.
-To samo mu powiedziałem. Nie mów mu, że ci powiedziałem.- przytaknęłam, a potem poszłam do naszego pokoju. Zabrałam piżamę i weszłam do łazienki, gdzie na brzegu  wanny siedział Louis i bawił się telefonem. Zamknęłam drzwi, a on spojrzał na mnie i się lekko uśmiechnął.
-Wszystko w porządku?- przytaknął, ale niezbyt mnie to przekonało. Nie będę teraz poruszać tego tematu i porozmawiam z nim rano. Wzięliśmy wspólną kąpiel, a potem położyliśmy się do łóżka. Porozmawialiśmy trochę, a potem zaczął mnie całować…
***
Obudziłem się około 10 i wstałem z łóżka. Przykryłem nagą brunetkę i zabrawszy ciuchy poszedłem do łazienki, gdzie wziąłem prysznic.
-Loui!- usłyszałem krzyk mojej dziewczyny.- telefon!
-Odbierz!- odkrzyknąłem. Ubrałem się i ułożyłem włosy w artystyczny nieład, po czym wyszedłem z łazienki. Katie siedziała z moją komórką w dłoniach na łóżku okryta w pościel. Nerwowo stukała palcami o ekran. – wszystko gra?- usiadłem obok i ją przytuliłem.
-To ja powinnam o to zapytać- odsunąłem się na kawałek i przyglądałem jej się ze zmarszczonymi brwiami. O co jej chodzi?- Loui dlaczego to robisz?
-Co robię? Nie wiem o czym mówisz.- wzruszyłem ramionami, na co uniosła brwi.
-Dzwoniła twoja mama- wstałem i podszedłem do okna. Nie chcę z nią gadać na ten temat. Chwilę później poczułem jak mała istotka obejmuje mnie w pasie i przytula się do moich pleców. –ranisz ją.
-Ona też mnie zraniła- warknąłem.
-Loui proszę pogadaj z nią. – jęknęła błagalnie. Odwróciłem się do niej przodem i powiedziałem NIE.
***
Tomlinson wyminął mnie i wyszedł z pokoju. Głęboko westchnęłam, a potem zabrałam ciuchy i poszłam do łazienki doprowadzić się do ładu. Później włączyłam laptopa i zabukowałam dwa bilety do Santa Barbara. Poleci tam i porozmawia z mamą, nawet jakbym miała go tam zawlec siłą, za samochodem. Zeszłam na dół i usiadłam do stołu. Harry podał mi talerz z jajecznicą, za co mu podziękowałam.
-Gdzie Loui?- kiwnął głową w kierunku tarasu, gdzie siedział szatyn i palił. Wstałam i wyszłam do niego. Przysiadłam obok i złapałam za jego dłoń, na co spojrzał na mnie. – zrób to dla niej.
-Nie będę dla niej nic robił – warknął.
-To dla siebie- pokiwał przecząco głową.- dla mnie- wywrócił oczami i wypuścił głośno powietrze.- Lou będzie ci lepiej. Wiem, że tam w głębi serca za nią tęsknisz i chciałbyś ją zobaczyć, ale ta cholerna męska duma ci nie pozwala. – uśmiechnął się lekko, a potem przytulił mnie to swojej klatki piersiowej.
-Wiesz, że jestem cholernym szczęściarzem?- zmarszczyłam brwi. – cieszę się, że cie mam i że będziemy mieli syna.
-Znowu zaczynasz z tym synem?- westchnęłam bezsilna. Skąd on ma pewność, że to będzie chłopczyk?! No skąd!? Co jeśli będzie dziewczynka?!
-Kocham cie mała-zaśmiał się pod nosem.- zabukujesz bilety?
-Już to zrobiłam- wstał i podał mi rękę, pomagając wstać i poszliśmy do kuchni, gdzie zjedliśmy śniadanie. Gadaliśmy jeszcze z Harrym, kiedy na dół zwlekł się Liam, Bella, Nikki, Zack i Malik, który wyglądał już o niebo lepiej, niż wczoraj. Nikol patrzyła na niego z pogardą i celowo migdaliła się ze swoim towarzyszem, nie wiem czy to jest jej chłopak. Nagle usłyszeliśmy dźwięk przychodzącego SMSa i automatycznie spojrzeliśmy na Zayna, który z chytrym uśmieszkiem zaczął odpisywać na wiadomość.
-Czego się szczerzysz do tego telefonu?- warknęła Nikki.
-Bo moja dupa do mnie pisze- uśmiechnął się triumfalnie.
-Lilo cie zdradziła, a ty nadal z nią jesteś?- prychnęła.- ale z ciebie desperat- wyśmiała go.
-Nikki, skarbie, czy ty myślisz, że ja upadłem aż tak nisko? – uniósł na nią brwi.- mogę mieć każdą, mam nową laskę.- wstał i zasunął krzesło. – wrócę za jakieś 2-3 dni.- wbiegł po schodach.
-Dobra idziemy się spakować kicia- Loui też podniósł się i nalał sobie jeszcze coli do szklanki.
-A wy gdzie?- tym razem pytanie padło z ust Payne’ a.
-Jedziemy do Santa Barbara, do… mamy- mruknął Tomlinson, na co Liaś posłał mu przepraszające spojrzenie.
***
To… dziwne. Katie to trudny zawodnik, ale zawsze pokonuje Louisa i ten jej ulega. Ta dziewczyna ma dar i dobry wpływ na Tomlinsona. To urocze, że zmusiła go do rozmowy z panią Sam. Mimo, że jest od niego o 3 lata młodsza i jest jeszcze dzieckiem, to jest naprawdę mądrą kobietą. Izzy tuliła się do mnie, kiedy oglądaliśmy kolejną głupią komedię romantyczną. Tomlinson i James dawno już pojechali, tak jak Zayn. Kurde ten to też jest zajebiście mądry. Znam tą jego nową dziewczynę i to niezła laska, ale Nikki się wkurwi, jak się dowie. W każdym bądź razie ja jej nie powiem.
***
Louis zatrzymał samochód przed jakimś domem i siedział w samochodzie jak ciołek. Szturchnęłam go, ale nie zareagował. Wiem, że to dla niego trudne, dlatego złapałam za jego dłoń, by dodać mu otuchy i pokazać, że niezależnie od tego co tam się wydarzy, ja zawsze będę przy nim. Niebieskooki posłał mi lekki uśmiech, a potem głęboko westchnął i wysiadł. Poszłam za jego przykładem. Zamknął auto i splótł nasze palce razem. Zadzwonił do drzwi, a potem się cofnął do tyłu.
-Kat… ja nie chcę z nią gadać- odwrócił się i wrócił do samochodu, gdzie wsiadł i czekał, kątem oka mi się przyglądając. Drzwi się otworzyły, a w nich stała bardzo ładna brunetka.
-Tak, o co chodzi?- zmarszczyła brwi i dokładnie mnie zlustrowała.
-Dzień dobry, jestem Katie- wystawiłam dłoń w jej kierunku.
-Sam- odpowiedziała ze zmarszczonymi brwiami i podając mi swoją dłoń. – mogę w czymś ci pomóc?
-Właściwie to nie mi, ale takiemu jednemu uparciuchowi.- zagryzłam dolną wargę, a ona dalej parzyła na mnie zdziwiona. – da mi pani chwilkę?- pokiwała pionowo głową, a ja poszłam do samochodu i otworzyłam drzwi. – Loui no dalej- złapałam za jego dłoń i szarpałam.
-Katie bardzo ładnie proszę, daj sobie spokój- warknął.
-Nie, bo ty też mi pomogłeś, teraz chcę zrobić to samo- westchnął bezsilny i wysiadł. Splotłam nasze palce i szliśmy w kierunku jego matki, która nie wierzyła własnym oczom.
-Lou, kochanie- powiedziała to, jakby wielki ciężar spadł jej z serca. Chciała go przytulić, ale nie pozwolił na to. – wejdźcie- otworzyła szerzej brązowy prostokąt i zaprosiła do środka. Weszliśmy i zdjęliśmy buty wraz z kurtkami. Później Tommo prowadził mnie do salonu, gdzie usiedliśmy na sofie. Jego mama nas dogoniła.- napijecie się czegoś? – po jej oczach można powiedzieć, że to naprawdę sprawia jej radość, że Loui w końcu postanowił ją odwiedzić.
-Herbaty- warknął szatyn, na co dźgnęłam go łokciem w brzuch. Pani Tomlinson poszła do kuchni i wróciła po chwili z trzema kubkami i ciasteczkami, które ustawiła na stoliku.
-Boo nawet nie wiesz, jak się cieszę, że cię widzę, tylko powiedz mi dlaczego uciekłeś?
-Nie nazywaj mnie tak- jego ton był lodowaty, aż przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz.- dobrze wiesz czemu, dlatego oszczędź sobie tego teatrzyku.
-Lou! To twoja mama, ogarnij się- trzepnęłam go w brzuch.
-Kat mówiłem ci co chciała mi zrobić z tym skurwielem! Nie potrzebnie tu przyjeżdżałem, chodź wracamy!- wstał i złapał mnie za dłoń, ale wykorzystałam sytuację i pociągnęłam go, tak, że znowu siedział.
-Lou przecież nie wysłałabym cie tam, to był pomysł George’ a.- prychnął pod nosem.
-Akurat- mruknął.
-To twoja dziewczyna?- wskazała na mnie, na co się lekko uśmiechnęłam w jej kierunku. Jest naprawdę miła i widać jak bardzo kocha Louisa, tylko, że on cierpi, bo też ją kocha, ale ona chciała wysłać do to ośrodka wychowawczego, co zraniło jego uczucia.
-Nie patrz na nią i daj jej spokój- cały czas mówił przez zaciśnięte zęby.
-Loui proszę- spojrzałam na niego błagalnie, już miał coś powiedzieć, ale do pomieszczenia weszła jakaś blondynka. Stała jak sparaliżowana i przyglądała się Tomlinsonowi z kamiennym wyrazem twarzy. Była ładną niebieskooką dziewczyną, ubraną w szorty i luźną bluzkę w szerokie paski.
-Cześć Ally- mruknął, ale ona nie odpowiedziała. – Katie to moja siostra- posłałam jej uśmiech, który ku mojemu zdziwieniu odwzajemniła.
Ally
-Louis powiedz, co robiłeś cały ten czas? – Ally usiadła na fotelu i nie spuszczała wzroku ze swojego brata.
-Ścigałem się i miałem problemy- przysięgam, że jak nie zacznie normalnie się odnosić, to mu przywalę. Jaj by mu nie urwało za trochę szacunku, bądź co bądź, ale to jego MAMA! Kobieta spuściła głowę, widać było, że jest jej przykro. Ścisnęłam jego dłoń, na co wywrócił niezauważalnie oczami i głośno wciągnął powietrze nosem.- przepraszam. Mieszkałem z Zaynem, Liamem i dziewczynami w Los Angeles. Zajmowaliśmy się autami, ścigaliśmy się nielegalnie…- zaczął wymieniać i opowiadać jej najważniejsze ze szczegółów sprzed kilku lat. – i zostanę ojcem.- skończył i przytulił mnie. Sam miała całe oczy szklane, a łezki powoli zaczęły spływać po jej policzkach. Loui wstał i usiadł obok niej.-mamo nie płacz- przytulił ją, a na ten widok się uśmiechnęłam. – nic się przecież nie stało, żyję. – starał się ją pocieszyć, ale to zrozumiałe, że tak zareagowała. Jej syn zadaje się z naprawdę nieprzyjemnymi ludźmi, cały czas ryzykuje i żyje na krawędzi, a ona się martwi.
-Lou możemy porozmawiać na osobności?- chłopak spojrzał na mnie i na swoją siostrę.
-To my z Ally pójdziemy się przejść- uśmiechnęłam się i wstałam. Przelotnie pocałowałam chłopaka w usta, a potem z blondynką wyszłyśmy na spacer.  Ally to naprawdę miła dziewczyna i świetnie się z nią dogaduję, bo jest tylko rok młodsza ode mnie. Chodziłyśmy po okolicy, odwiedziłyśmy też centrum handlowe i zrobiłyśmy zakupy. Obładowane torbami poszłyśmy na szejka i jakieś ciastko. Zajęłyśmy stolik obok okna i zajadałyśmy się smakołykami.
-Jak się poznaliście?
-Potrącił mnie- na samą myśl o naszym spotkaniu uśmiechnęłam się lekko. Na początku naszej znajomości nie zapowiadało się przecież, że coś więcej będzie nas łączyło, a teraz? Heh… nie wyobrażam sobie bez niego życia.
-Hej mała- obok blondynki przysiadł jakiś brunet i chciał ją cmoknąć w policzek, ale dziewczyna na to nie pozwoliła. Cały jej dobry humor zniknął, a na jego miejscu pojawiło się obrzydzenie. –co jest?- objął ją ramieniem, ale szybko strąciła jego rękę. Obok mnie przysiadł jakiś blondyn i zaczął się przystawiać.
-What’ s up baby?- zaczęło mi się dźwigać.
-Baby zabierz te witki, bo ci je połamię- uśmiechnęłam się do niego, na co jego oczy się zaświeciły.
-Joe odpuść sobie, bo Katie…
-Mhy Katie- zamruczał- słodka jesteś wiesz?
-Ona ma chłopaka- powiedziała zażenowana Ally.
-I co z tego? Nie widzę go tutaj- prychnął. – zresztą zajmij się lepiej Nickiem – wskazał na bruneta.-ostatnio było wam dobrze, no nie?- parsknął śmiechem, blondynka poczerwieniała ze złości.
-Nie spałam z tym idiotą i nie jesteśmy razem, bo przeleciał tą wywłokę Stacy- warknęła, a potem złapała za swoje torby i chciała iść.
-Ally zaczekaj.
-Jaki to ma sens Katie, przecież oni i tak nie dadzą mi spokoju. Idziesz czy…?
-Mała zostaje.
-Mała to jest twoja pała.
-Zdziwiłabyś się.
-Chłopcze nie karz mi się krzywdzić- wyminęłam go i zabrałam torby. Dogoniłam Ally i obie wolnym krokiem ruszyłyśmy do domu. Panowała między nami niezręczna cisza.- Ally, wszystko gra?
-Nie mów mamie o tym, bo…
-Ey, ja jestem po twojej stronie- uniosłam dłonie w geście obronnym. Przekroczyłyśmy próg domu, gdzie było słychać płacz. Pobiegłam do salonu, gdzie siedziała pani Sam i szlochała. Przytuliłam kobietę, chcąc dodać jej trochę otuchy. – wszystko porządku? – pokiwała przecząco głową. – gdzie Loui?
-Wyszedł – powiedziała przez płacz.
-Jest tutaj jakiś tor?- mama Tomlinsona była zdziwiona moim pytaniem, ale podała mi adres do tego miejsca. Szybko tam pobiegłam, a kiedy dotarłam na miejsce, zobaczyłam jak mój chłopak w zawrotnym tempie wykonuje okrążenia. Podeszłam bliżej, a on zatrzymał się, po czym wysiadł. Mocno się do mnie przytulił . – misiu co się stało?- gładziłam jego plecy.
-Nie zaprzątaj sobie tym swojej ślicznej główki- powiedział w moje ramię.
-Loui- odsunęłam go od siebie, a potem przysiedliśmy na glebie.- powiedz, chcę pomóc.
-Katie wiem, że masz dobre serduszko i zawsze chcesz pomóc, ale tym razem nic nie możesz zrobić, ja zresztą też.- rzucał kamyczkami w dal, całkowicie olewając otaczającą go rzeczywistość. Odciął się.
-Czemu twoja mama płakała?
-Bo… się wkurzyłem i zacząłem krzyczeć.
-Czym cie zdenerwowała?
-Kat, ona umiera- z jego oczu zaczęły spływać łzy. – powiedziała, że mnie przeprasza, a to ja powinienem to zrobić! Ja powinienem prosić ją o wybaczenie, bo to ja zachowałem się jak tchórz!- jeszcze nigdy go tak wściekłego nie widziałam.
-Loui może jest szansa? Na pewno coś da się zrobić.
-Nie rozumiesz!? – wrzasnął, a mnie przeszedł nieprzyjemny dreszcz.- moja matka umiera! Ty tego nigdy nie zrozumiesz, bo masz oboje rodziców! Mnie ojciec zostawił jak byłem mały, mam tylko ją! Wiesz co? Daj mi spokój, bo mam dość, serio jestem na skraju wytrzymałości.- wsiadł do samochodu i odjechał.
-Tylko, że ja byłam w domu dziecka- mruknęłam pod nosem, a potem wróciłam do jego domu rodzinnego. Ally razem z mamą siedziały i płakały.
-Znalazłaś go?- jego mama wstała i podeszła do mnie.
-Potrzebuje trochę czasu. Powiedział co się stało- przytuliłam kobietę. – może jest jeszcze sposób?
-Nie ma, ale naprawdę dziękuję, że nakłoniłaś go do przyjazdu- uśmiechnęłam się lekko. – cieszę się, że cię poznałam Katie, bo masz na niego dobry wpływ, a on cie bardzo mocno kocha.
-Wiem, bo też go kocham całym sercem. Przepraszam, że pytam, bo to w sumie nie moja sprawa, ale na co pani choruje? – to było trochę żenujące, nie jestem ich żadną rodziną, dlatego byłam skrępowana i głupio było o to pytać.
-Mów mi Sam- uśmiechnęła się. – rak- dodała, a jej oczy zeszkliły się jeszcze bardziej. Przytuliłam ją, a ona płakała w moje ramię. Starałam się ją jakoś pocieszyć, ale marnie mi to wychodziło. – pójdę się położyć.- stwierdziła, ocierając oczy,  a następnie poszła.
-Katie, ja nie chcę, żeby moja mama umierała- powiedziała przez płacz.
-Nie umrze, zadzwonimy do mojego lekarza, przecież to da się leczyć, wiele osób z tego wyszło. Zaczekaj chwilkę – wyjęłam komórkę i wykręciłam numer. Doktor odebrał po drugim sygnale.
(rozmowa, K- Katie, L- Lekarz)
L- Katie coś się stało?
K- właściwie to tak, zna pan jakiś dobry szpital, gdzie można leczyć raka?
L- Hmm naprawdę dobry jest w Nowym Yorku. Katie wszystko z tobą w porządku?
K- tak, a mógłby pan zadzwonić i załatwić jedno miejsce?
L- tak, oczywiście, zaraz zadzwonię.
K- dziękuję, dowiedzenia.
L- cześć Katie – rozłączyłam się, a potem razem z Ally poszłyśmy do pani Sam, żeby powiedzieć jej o naszym pomyśle. Kobieta była trochę zdziwiona, ale zgodziła się. Loui jeszcze nie przychodził mimo, że było już późno i dzwoniłam, a nie odbierał. Siedziałam w salonie i czekałam. 
 

7 komentarzy:

  1. Naprawdę cudowny rozdział <3 Katie jest cudowna, tak bardzo się troszczy o Louisa i ma na niego dobry wpływ. Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. CUDO!
    Błagam staraj sie pisac częściej aqjwaquwaa *o*

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczuwam że Lou coś teraz odpierdoli ;p

    OdpowiedzUsuń
  4. louis spotkał się z mamą, nie wierze
    rozdział jak zwykle wietny

    OdpowiedzUsuń